Nikt w Poznaniu nie wierzy, że kara nałożona w piątek przez UEFA to spisek i krzywdzenie małych klubów. O niedoróbkach na stadionie, który ma być areną Euro, władze europejskiej piłki informowały spółkę PL.2012 od października ub. roku. Lech wie o wszystkim dopiero od kilkunastu dni.

– Klub cierpi na tym jako pierwszy tuż przed meczem 1/16 Ligi Europejskiej, ale problem jest większy, bo dotyczy przecież stadionu na mistrzostwa. Nie będziemy teraz szukać winnych, w poniedziałek dostaniemy uzasadnienie z UEFA i usiądziemy nad nim wspólnie z przedstawicielami miasta i spółki, żeby się zastanowić nad formą odwołania – mówi „Rz” Jacek Masiota, prawnik Lecha Poznań.

Kara od UEFA to 20 tys. euro oraz ograniczenie pojemności trybun na mecz ze Sportingiem Braga do 50 proc. Wymierzono ją m.in. za brak odpowiedniej liczby stewardów, niedrożne przejścia i złą numerację siedzeń. Lech zobowiązał się do naprawy swoich niedociągnięć już do czwartku, tych, za które odpowiada miasto, raczej tak szybko wyeliminować się nie da.

– Przedstawimy plan, według którego spotkanie z Bragą mogłoby się jednak odbyć przy pełnych trybunach – mówi Masiota.

Problemem są również sprzedane już na mecz bilety. Ponieważ decyzja o ograniczeniu miejsc nie została podjęta przez Lecha, klub nie będzie miał problemów prawnych. Ale wizerunkowe i finansowe – już tak.