Korona grała jesienią bardzo dobrze (pokonała m.in. Polonię Warszawa 3:1 i zremisowała z Wisłą Kraków 2:2). Te wyniki udało się jednak osiągnąć na wyjazdach. Na własnym boisku szło kielczanom dużo gorzej. – Brakowało nam siły ofensywnej i gdy na własnym boisku graliśmy z zespołami, które głównie się broniły, to i siły ognia – mówi trener Sasal.
Najgorszy mecz rundy jesiennej Korona rozegrała jednak na własnym boisku z drużyną, która o obronie nie myślała. Porażka 1:4 z Legią była jak zimny prysznic dla całego zespołu, a szkoleniowiec kielczan jeszcze denerwuje się, gdy wspomina decyzje arbitra tamtego wieczoru. – Gdyby takie sędziowanie dało zwycięstwo mojej drużynie, to bym się wstydził – zżyma się.
Takie mecze nie powinny się już jednak powtórzyć. Szkoleniowiec konsekwentnie buduje drużynę według własnego pomysłu, w którym obrona zajmuje naczelne miejsce. – Dla mnie najważniejsza jest pragmatyka. Przede wszystkim mamy nie tracić bramek, a gdy przyszedłem do Korony, było pod tym względem fatalnie. Teraz jest dużo lepiej, a przy potencjale ofensywnym, jakim dysponujemy, na pewno będziemy w stanie strzelać gole – zapowiada.
Siłę ofensywną jesienią zapewniał przede wszystkim Andrzej Niedzielan, który zdobył 8 z 20 bramek. Ale gdy zabrakło go na boisku, to drużynie szło gorzej. Teraz ma nie być tak jednostronnie i przewidywalnie, a to za sprawą Dawida Janczyka, który po kilku latach tułaczki po Rosji i Belgii wróci najprawdopodobniej do ekstraklasy.
Klub z zawodnikiem już uzgodnili warunki umowy. Teraz Korona musi się dogadać z CSKA Moskwa, którego piłkarzem jest Janczyk. Pozostałe transfery nie olśniewają, ale trener Sasal jest z nich zadowolony. – Nie mamy takich pieniędzy, jak najbogatsze drużyny, ale jak na nasze możliwości dokonaliśmy dobrych transferów. Na pewno przyszli lepsi zawodnicy od tych, których się pozbyliśmy – cieszy się trener.