Trener Bakero niczego nie zrozumiał

Lech Poznań po fatalnym meczu i porażce ze Sportingiem w Bradze 0:2 odpada z rozgrywek

Publikacja: 25.02.2011 04:11

Bramka na 2:0 Brazylijczyka Limy (z prawej) przesądziła o awansie Sportingu do 1/8 finału

Bramka na 2:0 Brazylijczyka Limy (z prawej) przesądziła o awansie Sportingu do 1/8 finału

Foto: AFP

Mecz był antyreklamą piłki nożnej, Lech popełnił wszystkie możliwe błędy, a mimo to był bliski awansu, ponieważ Portugalczycy, chociaż strzelili dwa gole, nie grali dużo lepiej.

Lech miał bronić jednobramkowej przewagi z Poznania. Piłkarze wiedzieli, że Sporting jest najgroźniejszy w pierwszym kwadransie. Było jasne, że na swoim stadionie tym bardziej zaatakuje od pierwszej minuty.

Gdyby Lech przetrzymał te ataki, może nawiązałby walkę i osiągnął cel. Ale trener Jose Mari Bakero, mając dziewięć meczów kontrolnych na poznanie swoich piłkarzy i zorientowanie się w ich możliwościach, niczego nie zrozumiał. Organizującego grę Semira Stilicia postawił do ataku, najgroźniejszego strzelca Artjomsa Rudnevsa cofnął do pomocy. Na prawej obronie zagrał debiutant Hubert Wołąkiewicz, a w pomocy Dimitrije Injac po kontuzji.

Nim wszyscy razem zorientowali się, gdzie kto jest i co ma robić, już stracili pierwszego gola. Po strzale Limy piłka przeleciała po nodze Bartosza Bosackiego, Krzysztof Kotorowski odbił ją przed siebie i Alan nie miał problemów z trafieniem do siatki. Pół godziny później, po kiksie Bosackiego, piłkę przejął Helder Barbosa, podał do Limy i gospodarze prowadzili 2: 0.

W ciągu pierwszych 45 minut Lech grał beznadziejnie. Jego piłkarze byli wolniejsi, przegrywali większość pojedynków.

W drugiej części mistrz Polski zaczął grać odważniej, na co wpływ miało wprowadzenie aktywnego Jacka Kiełba i przestawienie zawodników na inne pozycje. Kikut wrócił na boczną obronę, Rudnevs przeszedł do ataku.

Portugalczycy, którzy w Poznaniu narzekali na błotniste boisko i obiecywali, że na swojej suchej, zielonej trawie pokażą, nie wiadomo co, nie pokazali niczego. Mając przewagę dwóch goli i techniki, nie utrzymywali się przy piłce, tylko kopali ją jak najdalej od własnej bramki, dając szansę Lechowi na zorganizowanie ataku.

Lech z tego korzystał, ale wszystkie akcje kończyły się w rejonie pola karnego. Tylko dwa razy bramkarz Artur musiał bronić w poważniejszych sytuacjach.

To był bez wątpienia najsłabszy występ mistrza Polski w rozgrywkach pucharowych, co jest tym bardziej przykre, że Sporting okazał się przeciętnym zespołem. Przez ostatnich siedem minut lechici grali w osłabieniu (słuszna czerwona kartka dla Marcina Kikuta za faul na Silvio), a mimo to byli dwukrotnie w ciągu kilkudziesięciu sekund bliscy zdobycia gola, który dałby im awans. Rudnevs kopnął piłkę pół metra od słupka, a Jakub Wilk, w ogóle wcześniej niewidoczny, trafił w poprzeczkę.

Sporting zagra z Liverpoolem, Lech pożegnał się z pucharem w kiepskim stylu, przykra tradycja została zachowana. Polskie drużyny mierzyły się z portugalskimi ośmiokrotnie i nie przeszły ich ani razu.

Bramki:

Alex (8), Lima (36).

Czerwona kartka:

Marcin Kikut (Lech, 87).

Sędziował:

Markus Stroembergsson (Szwecja). Widzów: 10 000.

Pierwszy mecz - 0:1.

Awans - Sporting.

 

(* - oznacza awans):

wtorek, 22 lutego

CSKA Moskwa* - PAOK Saloniki 1:1 (0:0), pierwszy mecz 1:0

środa 23 lutego

FC Porto* - FC Sevilla 0:1 (0:0), 2:1

czwartek 24 lutego

Piłka nożna
Remontada Barcelony, Atletico na kolanach. Gol Roberta Lewandowskiego w hicie w Madrycie
Piłka nożna
Atrakcja jak Wieża Eiffla. Manchester United chce mieć najpiękniejszy stadion
Piłka nożna
Michał Probierz ogłosił powołania. Bez zaskoczeń
Piłka nożna
Jagiellonia i Legia grają dalej, Ekstraklasa awansuje. Będą dwie szanse na Ligę Mistrzów
Materiał Promocyjny
Współpraca na Bałtyku kluczem do bezpieczeństwa energetycznego
Piłka nożna
Jagiellonia w ćwierćfinale Ligi Konferencji. Awans po wielkich nerwach w Belgii
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń