Druga połowa derbów Śląska została przerwana na 10 minut przez awarię oświetlenia. Piłkarze obu drużyn stali w tunelu i patrzyli na sypiący śnieg. Dla Górnika byłoby lepiej, gdyby spotkanie nie zostało dokończone.
Do momentu przerwania meczu zabrzanie utrzymywali bezbramkowy remis, choć na niego nie zasługiwali. Po wznowieniu gry piłkarze Waldemara Fornalika zadali trzy szybkie ciosy, po których Górnik padł na pokrytą śniegiem trawę.
Zaczął Marek Zieńczuk, który dobił lekki strzał najlepszego na boisku Arkadiusza Piecha. To była pierwsza bramka doświadczonego pomocnika po powrocie na boiska Ekstraklasy. Przy golu błąd popełnił bramkarz Adam Stachowiak, który odbił piłkę przed siebie.
Potem nagrodę dostał Piech, a właściwie sam ją sobie wyszarpał. Ospali od początku meczu piłkarze Górnika łatwo dali sobie odebrać piłkę przed polem karnym, napastnik Ruchu dostał podanie, wbiegł w pole karne i uderzył w krótki róg. Stachowiak znowu zaspał, być może oczy zasypał mu śnieg.
Trzeci gol to przepiękny strzał Marcina Malinowskiego, który 30 metrów od bramki dopadł do piłki i uderzył z woleja. Tym razem bramkarz był bez szans. Kolejny raz zawodnik gospodarzy był szybszy od piłkarza Górnika. Goście chyba niezbyt pewnie czuli się na pokrytej grubą warstwą śniegu płycie boiska. Być może zaszkodziła im grypa, na którą skarżył się przed meczem trener Adam Nawałka.