Nad takim wynikiem nie można przejść do porządku dziennego i udawać, że nic się nie stało. Boisko było złe, temperatura niska, kibice bili się na trybunach, ale Polacy nie powinni przegrać z Litwą.
Arkadiusz Głowacki z Kamilem Glikiem zagrali jako środkowi obrońcy drugi raz z rzędu i solidarnie podpisali się pod wnioskiem o naturalizację Damiena Perquisa i Manuela Arboledy. Reprezentacyjna defensywa będzie pożyczona, bo biało-czerwonej zdarzają się nagłe drzemki.
Ciosy były dwa, zadane szybko po sobie. W 19. minucie Saulius Mikoliunas sam zdziwił się, że Głowacki wybił piłkę wprost pod jego nogi i strzelił pierwszego gola. W 29. minucie Edgaras Cesnauskis strzelił niemal identycznie i było 2: 0. Przy obu strzałach debiutujący w reprezentacji bramkarz Sebastian Małkowski nie dotknął piłki. Litwini jeszcze w pierwszej połowie trafili w słupek.
Trener Raimondas Żutautas nie wystawił najsilniejszego składu, we wtorek Litwa zmierzy się przecież z Hiszpanią w eliminacjach Euro 2012. W ataku grał Tadas Labukas, który nie wyróżnia się nawet w przedostatniej w tabeli Arce Gdynia, w drugiej połowie pojawił się Dominykas Galkevicius z niewiele lepiej radzącego sobie Zagłębia Lubin. Litwini nie byli częściej przy piłce, w drugiej połowie na boisku tylko przeszkadzali Polakom, ale grali mądrzej.
Franciszek Smuda próbował tłumaczyć swoich zawodników. Niby brał winę na siebie, ale przypominał, że jego drużyna całe siły wkładała w atak, a na takim boisku łatwiej się bronić. Polacy stworzyli kilka okazji, w ostatniej akcji pierwszej połowy idealną sytuację zmarnował Obraniak, w drugiej części w słupek strzelił Kamil Grosicki, a Glikowi zabrakło szczęścia, gdy dopadł do piłki zostawionej sześć metrów przed bramką.