To było najgorsze zgrupowanie kadry Franciszka Smudy. We wtorek po meczu z Grecją trener przyznał – tak smutno nie było jeszcze nigdy. Piłkarze przez półtora roku pracy Smudy spróbowali już wszystkiego: jak smakuje porażka 0:6, jak można przegrać z rezerwową Litwą 0:2, czym się różni picie alkoholu na korytarzu hotelowym i w samolocie. Teraz mamy skandal obyczajowy.
– Atmosfera po rzekomym bunga bunga udzieliła się wszystkim piłkarzom. Tak nimi to walnęło, że trudno było mi ich pozbierać. Mówiłem, że im bliżej Euro, tym częściej wymyślane będą jakieś historie tylko po to, żeby uprzykrzyć im życie. Najbardziej odbiło się to na Kubie Błaszczykowskim. Jego żona spodziewa się dziecka i widać było, że piłkarz nie może się z tym wszystkim pogodzić. Do mnie żona też dzwoniła z pytaniem, gdzie byłem w czasie wolnym. Wszyscy są podejrzani – opowiada „Rz" Smuda.
Aferą seksualną piłkarze dopełnili obrazu zepsutych chłopców, którzy nie zdają sobie sprawy, jak wielka ciąży na nich odpowiedzialność. Zaczęli odwracać się od nich kibice, na stadionie w Pireusie często było słychać gwizdy, po meczu nie czekał na nich żaden dziennikarz. Podobno piłkarzom ochota na protestowanie przeciwko mediom już przeszła, bo – jak mówi Smuda – to była „agresja ze złości" i „ogień niewypał". Piłkarze niczego jednak nie zrozumieli, pomyśleli za nich ci, dla których reprezentacja Polski to biznes.
Michał Żewłakow żartował dzień przed meczem, obiecując pożegnalną imprezę na mieście, że lista obecnych będzie jednocześnie listą prawdziwych mężczyzn w drużynie. Z hotelu wyszedł jednak z pamiątkowym obrazem i łzą w oku tylko w towarzystwie żony.
– Jestem przekonany, że wszyscy są w pokojach. Po meczu nikt nie napił się nawet piwa – mówi Smuda, nie ukrywając zadowolenia. Trener sugerował nawet, by ci, którym nie podobała się postawa jego zawodników, nie wypowiadali się więcej o piłce, bo nie mają o niej pojęcia.