Od kilku tygodni Skorża w trakcie meczów zachowuje się inaczej niż zwykle. Nie przyjmuje już pozy „na mędrca", nie podpiera dłonią brody, kładąc palec wskazujący na policzku.
Teraz skacze, krzyczy i gra razem z piłkarzami. Tak jakby mu bardziej zależało, albo jakby zrozumiał, że piłkarze z ławki potrzebują impulsu.
Uciekł pomysł
Skorżę wspierają też kibice. Skandują jego nazwisko z dwóch powodów: bo lepszy Skorża niż Henryk Kasperczak, który rzekomo miałby go zastąpić oraz by pokazać światu politykę miłości panującą przy Łazienkowskiej. Przed sobotnim meczem z Zagłębiem Lubin kibice pokazali dziennikarzom „Gazety Wyborczej" żółte kartki. Uznali, że największym problemem Legii są nierzetelne media, które chcą skłócić fanów z piłkarzami. W klubie odetchnęli, bo mogli przecież pomyśleć, że dziewięć porażek i żenująca gra to wynik ich pracy.
W sobotę Legia zremisowała z Zagłębiem Lubin 2: 2 po bardzo dziwnym meczu. Niby zasługiwała na zwycięstwo, bo niemal przez 90 minut przeważała, a stojąc przed samym bramkarzem sposobu na strzelenie gola nie potrafili znaleźć Michal Hubnik i Takesure Chinyama. W ostatniej minucie Legia przegrywała jeszcze 1: 2, a pierwszy gol padł po rzucie karnym, który Michał Kucharczyk wymusił na arbitrze.
– Rozmontowaliśmy obronę Zagłębia, ale nie decydowaliśmy się na zmianę. Uciekł nam pomysł na grę. Słyszałem wsparcie kibiców, ale prawdę mówiąc, nie zasługuję na nie. Co dalej ze mną? Proszę pytać kompetentne osoby – mówił po meczu Skorża. Trener niby miał ultimatum dwóch zwycięstw, jednak najprawdopodobniej utrzyma posadę, jeśli zdobędzie Puchar Polski. W pierwszym półfinale Legia wygrała w Gdańsku z Lechią 1: 0. W lidze Legia ma ugrać tyle, ile może. Mecz z Zagłębiem był czwartym z rzędu bez zwycięstwa, ale remis to postęp – ostatnie trzy Legia przegrała.