Dwa razy obrońców trofeum nie można pokonać przypadkiem. Po niesamowitym 5:2 na San Siro tydzień temu wczoraj Schalke znowu upokorzyło Inter, wygrywając u siebie 2:1.
Piłkarze Leonardo wcale nie wyglądali jak zespół, który za wszelką cenę chce odrobić straty i pokazać, że jest w stanie dokonać niemożliwego. Nie było podniesionych szabel i huraganowych ataków. Inter grał swoje, schowany za zasiekami wyczekiwał szansy, a że i zasieki ma wyjątkowo nieszczelne, skończyło się odpadnięciem z rozgrywek. W półfinałach zabraknie włoskiej drużyny.
Schalke w półfinale Ligi Mistrzów gra pierwszy raz, i to w najmniej spodziewanym momencie. Dwa lata temu klub znad przepaści zaczął dźwigać Felix Magath. Został trenerem, menedżerem i członkiem zarządu klubu, a sezon skończył niespodziewanym wicemistrzostwem.
W tym sezonie pogubił się tak bardzo, że zastępujący go Ralf Ragnick przede wszystkim skupił się na rozmowach z piłkarzami. U Magatha nie ma szarości, albo z drużyną się kocha, albo nienawidzi. Pod koniec jego pracy w Gelsenkirchen było już tylko źle.
Ragnick nie miał złudzeń, że zmieni drużynę jednym pstryknięciem w palce, ale spotkał na swojej drodze klub, przez który huragany przechodziły ostatnio równie często. Inter Jose Mourinho to już tylko wspomnienie. Najpierw demontował wszystko nielubiany Rafael Benitez, później słynny ze spektakularnych wpadek sympatyczny Leonardo. Trudno było sobie wyobrazić łatwiejszego rywala na ćwierćfinał niż Schalke, dlatego dwie porażki mogą doprowadzić do kolejnego tąpnięcia.