Były już kiedyś cztery ich mecze co kilka dni, ale to się działo w 1916, gdy nie było jeszcze nawet ligi hiszpańskiej, o Lidze Mistrzów nie wspominając. Grali o krajowy puchar, trzeba było powtarzać spotkania po kolejnych remisach, ostatnie skończyło się gigantyczną awanturą. Ale nawet wtedy potrzebowali na te bitwy trzech tygodni, a teraz muszą im wystarczyć dwa i pół.

Pora na cztery wieczory z magią i napięciem rosnącym co mecz. Od sobotniego spotkania w lidze, przez finał Pucharu Króla, po półfinały Ligi Mistrzów. Zemsta Realu w kilku smakach, bo te mecze widziane z Madrytu wyglądają tak: w sobotę gramy o przerwanie serii kolejnych porażek z Barcą (zebrało się już sześć), w środę o pierwsze od trzech lat trofeum i pierwszy od 18 lat Puchar Króla. A potem o to, by pierwszy raz od 2002 r. znaleźć się w finale Ligi Mistrzów. I to dopiero będzie naprawdę wielka bitwa, bo Real wygrywanie w Hiszpanii ceni, ale to Puchar Mistrzów budował jego legendę.

Niewyrównane rachunki mają w Realu wszyscy razem i każdy z osobna. Najwyższe Cristiano Ronaldo (– Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni – to wyzwanie rzucone przez niego Barcelonie i Leo Messiemu), i Jose Mourinho, który o swoich milczy. Pierwszy raz się zdarzyło, że na konferencję przed meczem z Barceloną nie przyszedł trener Realu. Mourinho podtrzymał zwyczaj z ostatnich tygodni i wysłał do dziennikarzy swojego asystenta Aitora Karankę. Nic nie mówiąc, zadbał o to, by o nim mówiono najwięcej.

0:5 na Camp Nou w listopadzie było nie tylko najwyższą porażką w karierze Mourinho. To był też koniec historii o trenerze Midasie. Portugalczyk musiał zacząć pisać nową, przekonać piłkarzy, by znów uwierzyli w jego nieomylność, coraz mocniej ścierać się z dziennikarzami, pokazywać się już nie jako ten, który niczego się nie boi, ale ten, na którego wszyscy się zawzięli: od sędziów, po szefów  Realu, bo nie kupują tych piłkarzy, o których marzył.

A mimo to Mourinho wciąż może skończyć sezon jako wielki mag. Pewnie już nie w lidze, bo nawet jeśli Barcelona przegra, będzie miała pięć punktów przewagi na sześć kolejek przed końcem. Ale wystarczy wygrać Puchar Króla i zdobyć finał LM. Sprawić, by z Realem i Barceloną przestało być tak, jak z Cristiano Ronaldo i Leo Messim: pierwszy najczęściej w Hiszpanii strzela na bramkę. Ale drugi najczęściej trafia.