Duży wynik, mały mecz

Po zwycięstwie nad Lechią Gdańsk 4:0 Legia awansowała do finału. Zmierzy się w nim z Lechem Poznań

Publikacja: 21.04.2011 03:08

Maciej Skorża

Maciej Skorża

Foto: Fotorzepa, BS Bartek Sadowski

Legia była faworytem rewanżu. W pierwszym meczu pokonała Lechię na jej boisku 1:0. Kibice Lechii (z najważniejszymi politykami włącznie) zarzucali wtedy trenerowi Tomaszowi Kafarskiemu, że przestraszył się legionistów i kazał swoim piłkarzom grać zbyt ostrożnie.

Wczoraj Lechia rozpoczęła mecz na Łazienkowskiej z dwoma napastnikami – Bedim Buvalem i Ivansem Lukjanovsem – oraz Abdou Traore za nimi. I nic z tego nie wynikało. Lechici marzyli o finale, przypominali, że grają w nim raz na 28 lat (1955, 1983), i od ostatniego występu właśnie tyle lat mija. Historia miała się powtórzyć, ale nikt z nią tego nie uzgadniał.

Lechia grała tak, jakby przed wyjściem na boisko zostawiła w szatni wiarę i ambicję. Ofensywne ustawienie nie oznaczało gry do przodu. A ponieważ Legia nie musiała bić się o gole, też się nie wysilała. Jeśli nie chce się jednym i drugim, to mecz nie może być dobry.

W pierwszym kwadransie każda z drużyn miała po jednej szansie. Dla Lechii była to zarazem szansa ostatnia. Jedyny groźny strzał oddał po rzucie rożnym Traore, ale piłka przeleciała obok słupka. Bramka w tej części gry padła po wymanewrowaniu gdańskiej obrony przez Macieja Rybusa i Miroslava Radovicia. Piłka po strzale tego ostatniego niemal wturlała się do bramki.

Druga połowa była nudna jak pierwsza, ale przynajmniej kibice zapamiętają bramki. Drugi gol padł po dośrodkowaniu Jakuba Wawrzyniaka i podbiciu piłki przez Ivicę Vrdoljaka.

Trzeci po jednym z dośrodkowań Michała Kucharczyka, gdy Krzysztof Bąk wpakował piłkę do własnej bramki. Dwie minuty później Manu – mistrz robienia wiatru, piłkarz, który posiadł rzadką sztukę łapania się na własne zwody – podał wreszcie celnie na głowę Kucharczyka, a ten wiedział, jak strzelić.

Nie ma co krytykować drużyny, która zwycięża 4:0, ale niech nikogo nie zwiedzie wynik. W Legii nie nastąpiła żadna metamorfoza. Finał Pucharu Polski 3 maja w Bydgoszczy.

LEGIA WARSZAWA – LECHIA GDAŃSKk 4:0 (1:0)

Bramki: M. Radović (24), I. Vrdoljak (63), K. Bąk (77-samob.), M. Kucharczyk (79). Żółte kartki: Legia – I. Vrdoljak, Manu; Lechia – P. Nowak, Ł. Surma, A. Traore. Sędziował P. Pskit (Łódź). Widzów 16 448.

Legia: Skaba – Rzeźniczak, Choto, Astiz, Wawrzyniak – Manu, Borysiuk (83. Cabral), Vrdoljak, Radović, Rybus (73. Kucharczyk) – Hubnik (80. Żyro).

Lechia: Kapsa – Pietrowski, Vućko, Bąk, Andriuskevicius (46. Airapetian) – Lukjanovs (78. Poźniak), Bajić (64. Dawidowski), Surma, Nowak, Traore – Buval.

Legia była faworytem rewanżu. W pierwszym meczu pokonała Lechię na jej boisku 1:0. Kibice Lechii (z najważniejszymi politykami włącznie) zarzucali wtedy trenerowi Tomaszowi Kafarskiemu, że przestraszył się legionistów i kazał swoim piłkarzom grać zbyt ostrożnie.

Wczoraj Lechia rozpoczęła mecz na Łazienkowskiej z dwoma napastnikami – Bedim Buvalem i Ivansem Lukjanovsem – oraz Abdou Traore za nimi. I nic z tego nie wynikało. Lechici marzyli o finale, przypominali, że grają w nim raz na 28 lat (1955, 1983), i od ostatniego występu właśnie tyle lat mija. Historia miała się powtórzyć, ale nikt z nią tego nie uzgadniał.

Piłka nożna
Puchar Króla jedzie do Barcelony. Realowi uciekło kolejne trofeum
Piłka nożna
Zamieszanie wokół finału Pucharu Króla. Dlaczego Real Madryt groził bojkotem?
Piłka nożna
Będzie nowy trener Legii? Pojawia się coraz więcej nazwisk
Piłka nożna
W sobotę Barcelona - Real o Puchar Króla. Katalończyków zainspirować ma Michael Jordan
Piłka nożna
Zbliża się klubowy mundial w USA. Wakacji w tym roku nie będzie