Drużyny z jednego kraju grały w europejskich finałach już 13 razy. Ale nigdy nie były to zespoły z Portugalii. Z miast leżących ledwie 50 km od siebie. FC Porto grało w LE najlepiej, a Sporting Braga najsprytniej i z największą determinacją. Spotykają się w Dublinie, transmisja w TV 4.
Są sąsiadami z północy kraju, gdzie nie ma ani tylu turystów, ani tylu imigrantów co na południu Portugalii. Według jednego z najsłynniejszych portugalskich przysłów Porto pracuje, Braga się modli, Coimbra uczy, a Lizbona bawi. W piłce bawi się ostatnio tylko Północ, bo Coimbra ledwo uratowała ekstraklasę, Benfica ligę przegrała z Porto, a półfinał LE z Bragą. Nawet w finale krajowego pucharu Porto zagra z innym północnym sąsiadem – Vitorią Guimaraes.
Na mapie dwaj rywale są obok siebie, ale w futbolu to dwa różne kontynenty. Porto ma prawie tyle tytułów mistrza kraju, ile Braga kościołów, już 25. A Sporting Braga ma tylko jeden puchar kraju, sprzed 45 lat. W lidze jego największym sukcesem jest wicemistrzostwo sprzed roku, obecny sezon skończył na czwartym miejscu. To on, a nie Porto, grał jesienią w Lidze Mistrzów, ale przepaści między klubami to zasypać nie mogło.
Porto jest fabryką pieniędzy z transferów, Sporting co najwyżej manufakturą, z rocznym budżetem wynoszącym tylko 17 mln euro. Zimą po odpadnięciu z LM musiał sprzedać kilku piłkarzy, co nie przeszkodziło mu w pierwszej wiosennej rundzie pokonać Lecha Poznań, a potem kolejnych rywali.
Ale to Porto, bijące rekordy pod wodzą Andre Villasa Boasa, jest dziś zdecydowanym faworytem. Z tego klubu wyruszą wcześniej czy później do najbogatszych klubów Europy kandydaci na wielkie gwiazdy: trener Villas Boas, Kolumbijczyk Radamel Falcao, który ma już w LE 16 goli i jeszcze przed finałem pobił rekord Juergena Klinsmanna z 1996 roku, oraz brazylijski olbrzym Hulk.