Cztery lata karnawału

Jerzy Dudek o niezwykłych przeżyciach w Realu Madryt, królewskim pożegnaniu, golfie i planach

Aktualizacja: 27.05.2011 02:28 Publikacja: 27.05.2011 02:26

Cztery lata karnawału

Foto: AFP

Rz: Pięknie pana żegnali na Santiago Bernabeu...

Jerzy Dudek

: Nogi miałem miękkie, a oczy wilgotne. Jose Mourinho uprzedził mnie o zmianie pod koniec meczu z Almerią. Ale nie spodziewałem się, że publiczność wstanie z miejsc, a koledzy utworzą szpaler i każdy indywidualnie będzie mnie żegnał. Dzień był piękny, ale i smutny. Przed meczem prezydent Realu Florentino Perez i dyrektor sportowy Jorge Valdano wręczyli mi replikę pomnika Sotero i Machimbareny, słynnych piłkarzy Realu sprzed około 100 lat. Parę kilo solidnego brązu ze znaczkiem klubowym i wygrawerowanym napisem: „Jerzy Dudek 2007 – 2011". Nawiasem mówiąc, byłem tak zaaferowany, że zapomniałem zabrać tej pamiątki i ochrona zawróciła mój samochód. Zapomniałem też, że mecz z Almerią był ostatni w sezonie. Mieliśmy jechać do Angoli na towarzyskie spotkanie z Benficą, ale ze względu na napiętą sytuację w tym kraju wyjazd odwołano.

Jak w Realu wygląda podpisywanie karty obiegowej?

Zgodnie ze zwyczajem wcześniej zaprosiłem kolegów z drużyny na kolację, ale raczej symboliczną. Bardziej piwo niż wyżerka. We wtorek wróciłem do klubu po swoje rzeczy. Zapakowałem buty, rękawice, koszulki. Wziąłem dwa kartony sprzętu dla dzieci w Polsce. No i musiałem przejść przez to, czego najbardziej nie lubię: pożegnania. Z szatniarzami, sprzętowymi, kucharzami, ochroną, oficerami prasowymi, masażystami. Smutne, bo dobrze mi z nimi było przez cztery lata. I już nie powtórzy się to, czego doświadczyłem przed rokiem. Wtedy zmieniał się trener, nie wiedziałem, czy nowy będzie mnie chciał, więc też się spakowałem i wyjechałem na urlop. Wówczas zadzwonił Jorge Valdano, mówiąc, że obok niego siedzi nowy trener Jose Mourinho i chciałby, abym wrócił do drużyny.

Jaki jest Mourinho?

Wobec mnie był zawsze fair i lojalny. Mógłbym pozostać w Madrycie jeszcze na sezon, ale po złamaniu szczęki długo dochodziłem do siebie. Zdawałem sobie sprawę, że czeka inny bramkarz, 24-letni Antonio Adan. Sam zadecydowałem o odejściu. Nawiasem mówiąc, do licznych dowodów sympatii, jakie otrzymałem w ostatnich dniach, doszły zupełnie nieoczekiwane. Po meczu z Almerią rodzice Ikera Casillasa podziękowali mi za to, że przez cztery lata opiekowałem się ich synem. Z Ikerem wypracowaliśmy sobie mechanizm koleżeńskiego porozumienia. On wiedział, że nie dybię na jego miejsce, pracowaliśmy wspólnie i też by chciał, żebym został.

Można porównać to pożegnanie z wcześniejszymi – w Rotterdamie i Liverpoolu?

Pod pewnymi względami tak, pod innymi nie. W Feyenoordzie rozegrałem blisko 200 meczów, miałem mocną pozycję popartą trofeami. Miałem odejść do Arsenalu, więc kiedy dowiedzieli się o tym kibice, pojechali za nami do Waalwijk i po meczu zanieśli mnie z boiska do szatni jak jakiegoś toreadora. Ostatecznie trafiłem do Liverpoolu, gdzie też darzono mnie sympatią, a po serii rzutów karnych z Milanem, które przyniosły nam Puchar Mistrzów – to już był szał. I też żegnali mnie tam pięknie. Pożegnanie w Madrycie przeszło jednak wszelkie oczekiwania. Przestraszyłem się, bo nazajutrz dostałem SMS, że nawet Raula i Gutiego tak nie fetowano. A co ja zrobiłem dla Realu w porównaniu z nimi?

Lubią pana wszędzie. Warto być przyzwoitym. Ale cztery lata siedzenia na ławce rozmaicie oceniano.

Uważam, że w 2007 roku podjąłem słuszną decyzję. Gdybym miał 22 – 24 lata i ktoś mi powiedział, że idę na ławkę do Realu, nie zgodziłbym się. W takim wieku trzeba grać, żeby zdobywać pozycję. Ale ja miałem wówczas 34 lata i trochę sukcesów za sobą. Byłem pierwszym Polakiem w Liverpoolu i pierwszym w Realu. Trafiłem do legendarnego klubu, w którym warto być nawet rezerwowym, zwłaszcza u bramkarza, który jest kapitanem mistrzów świata.

Na czym polegają różnice między tymi klubami?

Piłkarskie wielkie światy są wszędzie takie same. Różnią się tylko osobistymi odczuciami. Feyenoord dał mi szansę oszlifowania talentu, Liverpool spełnił sportowe marzenia, a Realu nie da się porównać do niczego innego. Traktowano nas na każdym kroku jak gwiazdy rocka. Nawet na lotniskach w Hiszpanii, podczas podróży na mecze klubowym odrzutowcem, oczekiwało nas po tysiąc i więcej kibiców. W Azji były dziesiątki tysięcy szalejących ludzi. Czułem się jak gwiazda, mimo że nią nie byłem. W Liverpoolu taka atmosfera panowała tylko po zwycięskich finałach. W Madrycie przez cztery lata żyłem jak w karnawale. Kiedy odkrytym autokarem jechaliśmy na Plaza Cibeles z Pucharem Króla, przyszło nas oglądać pół miliona osób zachowujących się jak w amoku. Tak działa magia Realu Madryt. Znaczek Realu z koroną to świętość. I tak się spełniają marzenia Ślązaka z Knurowa.

A co dalej? 38 lat dla bramkarza to jeszcze nie emerytura. Dino Zoff został mistrzem świata po czterdziestce.

Dobrze się czuję jak na swoje lata. Madrycki klimat, hiszpańska kuchnia i sportowy tryb życia wpływają korzystnie na zdrowie. Ale szczerze mówiąc – nie wiem, co będę robił. Mam sporo propozycji gry z różnych stron świata, nie wyobrażam sobie przyszłości bez piłki. Jednak teraz pakujemy się i wracamy do Polski. Decyzję podejmie rodzina. Dzieci co kilka lat są wyrywane ze swojego środowiska, najpierw angielskiego, teraz hiszpańskiego, i dobrze byłoby, żeby trochę pomieszkały w Polsce. Tyle że mój dom pod Krakowem jeszcze się buduje. Na razie wracam na Śląsk. Kiedyś przy jakimś polskim klubie założę akademię piłkarską dla dzieci. Ale taką, jakie widziałem w Hiszpanii czy Anglii. Żeby dzieci miały w niej wszystko i nie musiały biegać jak w Polsce w tumanach kurzu, na boiskach bez trawy, bez szatni i ciepłej wody. Wtedy będę jeszcze szczęśliwszy.

A na którym miejscu listy pańskich zainteresowań jest golf?

Teraz to już chyba na pierwszym. Jestem bliżej mistrzostwa Europy w golfie niż w piłce nożnej. Biorę udział w turniejach piłkarzy zawodowych. Tam są najlepsze nazwiska, a ja, skromnie mówiąc, nie jestem wśród nich ostatni.

Rz: Pięknie pana żegnali na Santiago Bernabeu...

Jerzy Dudek

Pozostało jeszcze 99% artykułu
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Harry Kane poszedł w ślady Roberta Lewandowskiego
Piłka nożna
Manchester City - Real Madryt. Widowisko w Lidze Mistrzów, Vinicius Junior ukradł wieczór
Piłka nożna
Manchester City – Real Madryt. Mecz dwóch poranionych drużyn
Piłka nożna
Barcelona skorzystała z prezentu. Pomogła bramka Roberta Lewandowskiego
Piłka nożna
Takiego transferu w Polsce jeszcze nie było. Ruben Vinagre - najdroższy piłkarz Ekstraklasy