Przegrywać po pięciu minutach 0:2, a mimo to odrobić straty i awansować, w dodatku na stadionie przeciwnika, to duża sztuka. Piłkarze Śląska wyszli na boisko tak przestraszeni, jakby grali z Barceloną. Cofnęli się na swoją połowę i przez pięć minut nie byli w stanie jej opuścić.
Pierwszą bramkę zdobył obrońca Keith Watson, po rogu, z pola karnego. Drugą najlepszy napastnik Dundee
David Goodwillie po błędzie w ustawieniu wrocławskiej obrony. W tym momencie to Szkoci byli w następnej rundzie.
Ale Śląsk się ocknął. Trener Orest Lenczyk nie miał zastępcy dla kontuzjowanego Cristiana Diaza, więc postanowił grać bez napastnika. Silniejsza była więc druga linia złożona z sześciu graczy.
Szkoci nie potrafili zatrzymać znakomitego wczoraj Sebastiana Mili ani Roka Elsnera. A kiedy po dośrodkowaniu Mili z rzutu rożnego Elsner zdobył głową gola, w trzeciej rundzie byli Polacy. Lenczyk wprowadził też na boisko Johana Voskampa, licząc, że ten wysoki napastnik chociaż raz zrobi to, co w pierwszym meczu. Ale tym razem Voskampa jakby nie było.