Franciszek Smuda dostał odpowiedzi na ważne pytania, ale wątpliwości nie ubyło.
W reprezentacji zadebiutował Eugen Polanski. Nie całował Orła Białego, nie śpiewał hymnu i nie dziękował kibicom za oklaski, kiedy schodził z boiska kontuzjowany w drugiej połowie. Widać było, że czuje presję, pokazał jednak Smudzie, że może być ważnym zawodnikiem tego zespołu, wydaje się, że zaufali mu także koledzy z drużyny. Nie jest wirtuozem, nie ma oczu dookoła głowa, ale szybcy, a niezbyt silni pomocnicy – Ludovic Obraniak, Adrian Mierzejewski czy Sławomir Peszko, potrzebowali kogoś do ochrony przed atakami rywali. Polanski gra ostro, a doświadczenie z Bundesligi kilka razy pomogło mu lepiej ocenić to, co dzieje się na boisku.
Smuda wie też, że Wojciech Szczęsny – jeśli ominą go kłopoty ze zdrowiem – powinien zostać pierwszym bramkarzem na Euro. Wydawało się, że selekcjoner da szansę Grzegorzowi Sandomierskiemu przynajmniej w drugiej połowie. Gruzini okazali się jednak trudnym przeciwnikiem, Szczęsny uratował drużynę dwa razy w pierwszej połowie i został na boisku do końca. Po przerwie ponownie zatrzymał strzał, o którego przepuszczenie nikt nie miałby do niego pretensji.
Trener zapytany, czy nie martwi go to, że w spotkaniu z Gruzją bramkarz jest bohaterem, stwierdził tylko, że zawsze ktoś musi nim zostać. Pochwalił jeszcze Rafała Murawskiego i przyznał, że to może być sezon Roberta Lewandowskiego, który w Borussii tak przejął się koniecznością rywalizacji o miejsce w składzie, że w letniej przerwie stał się lepszym piłkarzem. Po pierwszym meczu Bundesligi Juergen Klopp nazwał go najlepszym zawodnikiem drużyny, chociaż nie strzelił gola. Wczoraj pokazał, na czym polega dojrzewanie do poziomu międzynarodowego – też nie zdobył bramki, ale asystował przy pięknym golu Jakuba Błaszczykowskiego. Zastawiał się, walczył z trzema rywalami, robił miejsce pomocnikom.
Smuda na ławce rezerwowych nie wyglądał jednak na pewnego siebie i swojej drużyny. Miał rację. Lewandowski nie ma zmiennika, Paweł Brożek był cieniem samego siebie, być może zdaje sobie sprawę z przepaści, jaka dzieli go teraz od piłkarza Borussii. Obrona bez Łukasza Piszczka traci połowę wartości. Stoperzy, którzy zmieniają się w każdym meczu, nie mogą rozumieć się bez słów i często dopuszczają do groźnych akcji. Sławomir Peszko po kontuzji nie potrafi zrobić pożytku ze swojej szybkości.