Minęło 15 minut – nie pojawili się. Minęło pół godziny – dalej ich nie było. Real w tym czasie strzelił gola, miał kolejne sytuacje, napawał się swoją przewagą, a po wielkiej Barcelonie słuch zaginął. Zamiast niej biegała grupa bałaganiarzy podających gdzie popadnie, gubiących piłkę, wyjałowionych z pomysłów. Leo Messi się ukrywał, Xavi i Pique patrzyli z ławki rezerwowych, środkowi obrońcy Javier Mascherano i Eric Abidal siali chaos pod własną bramką, Victor Valdes nie miał spokoju. Wydawało się, że to jest właśnie ten wieczór kiedy Barcelona pierwszy raz w erze Pepa Guardioli przegra na Santiago Bernabeu.

Straciła gola w 12. minucie, gdy świetny na początku meczu Karim Benzema zakręcił Abidalem, podał do wbiegającego w pole karne Mesuta Oezila,  i ten strzelił pod ręką bramkarza. Kolejne gole wymykały się Realowi o centymetry: a to Valdes wyciągnął się w nieprawdopodobny sposób, a to Benzema za długo czekał ze strzałem i zablokował go w ostatniej chwili Mascherano. I jak nie wierzyć w fatum nad Santiago, skoro Barcelonie wystarczył jeden dobry atak i był remis? Messi odnalazł się na chwilę, podał do Davida Villi, który z lewej strony pola karnego strzelił przepięknie w prawy górny róg. A jeszcze przed przerwą piłkarze Realu tak weszli sobie w paradę (Sami Khedira źle wybił piłkę, Pepe się poślizgnął), że Messi strzelił gola na 2:1.

Tego ciosu gospodarze nie potrafili zapomnieć bardzo długo, oddali Barcelonie piłkę na dłużej, ale tak jak w pierwszej połowie Real grał, a Barcelona strzeliła gole, tak na początku drugiej było odwrotnie. Mistrzowie Hiszpanii zapanowali nad swoim chaosem, zmusili piłkę, żeby znów ich polubiła, choć na jakiś czas, ale bramkę zdobył Real, po ładnym strzale Xabiego Alonso.

Więcej goli nie było, ale nudy też nie. Otwarcie sezonu się udało, aż chce się czekać na rewanż. Real, inaczej niż w serii wiosennych meczów, nie wydał Barcelonie wojny na wyniszczenie. Wolał pograć z nią w piłkę. Wyjątkiem był Pepe, i też dopiero w drugiej połowie, gdy nagle wstąpił w niego dobrze znany demon i kazał taranować rywali. Dziwne, że Portugalczyk wywinął się w tym meczu od kartki, sędzia był tak łagodny, że nie podyktował też dwóch rzutów karnych, jednego dla Realu gdy Valdes zaczepił ręką Cristiano Ronaldo, i jednego dla gości, gdy Marcelo sfaulował Pedro.

Real pokazał ładny futbol, którego nie umiał zamienić na bramki. Barcelona rozczarowała poziomem gry, ale strzelała gole. Przed środowym rewanżem (23, TVP) najważniejsze, że mimo kilku kłótni i kontrowersji, futbol wciąż pozostał najważniejszy.