Wisła pokonała Zagłębie Lubin po golu z rzutu karnego (zagranie ręką Michala Hanka, dość wątpliwe), Śląsk wygrał z Ruchem Chorzów, zdobywając jedyną bramkę dwie minuty przed końcem meczu. Legia wygrała najwyżej, 3:1 z Górnikiem, ale też nie bez problemów, kwadrans przed końcem był remis.
Trzecia kolejka ekstraklasy odbyła się w cieniu tego, co się zdarzy w środku tygodnia. Liga jest coraz piękniejsza, piłkarze więcej zarabiają i grają na nowych stadionach, ale nic teraz nie jest tak potrzebne, jak awans naszych drużyn do fazy grupowej. Wisła jutro gra o Ligę Mistrzów (transmisja Polsat i nSport o 20.45), w czwartek Legia zmierzy się ze Spartakiem Moskwa, a Śląsk z Rapidem Bukareszt o Ligę Europejską.
– Nasze dusze były gdzie indziej, myśleliśmy o środzie – tłumaczył Robert Maaskant. Mistrzowie Polski zagrali bez Maora Meliksona i Cwetana Genkowa, zagrali też bez chęci do szybkiego biegania. Mogli zdobyć drugiego gola, również z rzutu karnego, ale spudłował Andraż Kirm, który by wykonać jedenastkę, wepchnął się przed Patryka Małeckiego.
W Gdańsku otworzono wreszcie PGE Arenę. Na mecz z Cracovią nie wypełniła się w komplecie i raczej nie będzie zapełniana w przyszłości, jeśli Lechia nadal będzie rozczarowywać. Goście byli lepsi, wynik 1: 1 ich krzywdzi.
W poniedziałek Lech Poznań łatwo pokonał na wyjeździe GKS Bełchatów 3:0, a wszystkie gole w 11 minut strzelił Artjom Rudnev. Dla Łotysza to drugi hat-trick w tym sezonie, pierwszego zdobył także na tym stadionie, w meczu z ŁKS. Po trzech kolejkach Lech jest liderem. Na szczyt wszedł po cichu, nie dokonując latem żadnego ważnego transferu, i wydaje się, że jesienią może skorzystać na tym, na czym tracił w poprzednim sezonie. Wisła, Legia i Śląsk są zaangażowane w Europie, Lech bawi się tylko w Polsce.