19 goli w sześciu meczach w Premiership miało wystraszyć obronę Bayernu, której nikt nie potrafił dać rady przez ostatnie 14 godzin gry. Bayern nie wystraszył się jednak Manchesteru, bo nie miał czego. Gwiazdozbiór trenera Roberto Manciniego wciąż nie jest drużyną.
W Monachium w pierwszej połowie można jeszcze było sądzić, że miliarderzy z City rzeczywiście wniosą coś nowego do Ligi Mistrzów już w swoim pierwszym sezonie. Czasem przyspieszył David Silva, czasem błysnął Sergio Aguero, ale to wszystko były indywidualne akcje, bo na dłuższą wymianę piłek obrońcy Bayernu nie pozwalali.
Miejscowe gwiazdy od przyjezdnych różnił schemat taktyczny, w który pozwoliły wpisać się trenerowi. Jupp Heynckess już w przerwie mógł odetchnąć, bo jego drużyna prowadziła 2:0 po dwóch golach Mario Gomeza.
Najlepszym piłkarzem znanego w Anglii z ofensywnego stylu gry Manchesteru tym razem był bramkarz Joe Hart. Obie bramki padły po dobitkach, przy pierwszej obronił nawet dwa strzały, zanim piłka trafił pod nogi Gomeza. Hart był wściekły na swoich obrońców. Mancini w tak ważnym meczu odważnie postawił na Kolo Toure, który wraca do gry po półrocznej dyskwalifikacji za stosowanie dopingu.
City, które po dwóch meczach Ligi Mistrzów ma zaledwie jeden punkt, stanęło przed ścianą. Manciniemu musi być gorąco, w Monachium – chociaż sytuacja wymagała interwencji – nie wpuścił na boisko Carlosa Teveza, a tak odważne decyzje trenera bronić mogą tylko wyniki.