Dawno nie widzieliśmy tak dziwnego meczu. Legia strzelając zwycięską bramkę w 89. minucie, przypomniała kibicom końcówkę spotkania ze Spartakiem.
Ale tu podobieństwa się kończą. W Moskwie przeciwnik siedział legionistom na karku w pierwszej połowie, a wczoraj Legia pierwszą połowę oddała Hapoelowi walkowerem. Zaczęła nieźle, ale po kwadransie przestała grać.
Senność ogarniała 25 tysięcy kibiców, czekających na jakąś groźną akcję legionistów. Nie doczekali się. To goście decydowali o tym, co dzieje się na boisku. Toto Tamuz, Nigeryjczyk, który przyjął obywatelstwo izraelskie, bez przeszkód wchodził w pole karne Legii. Potężny napastnik w stylu Chinyamy grał lepiej od niego, nic sobie nie robiąc z obrońców.
Pierwszy jego strzał, z prawej strony, obronił Dusan Kuciak. Akcję rozpoczętą na lewym skrzydle, po której minął trzech legionistów, przerwano blokadą strzału dopiero w polu karnym. Wreszcie Tamuz wyskoczył do podania z rzutu rożnego i głową zdobył prowadzenie. Do trzech razy sztuka.
Silnik bez smaru
Trener Maciej Skorża powiedział, że nie będzie niczego zmieniał, ponieważ w zwycięskich meczach z Bełchatowem i rezerwami Rozwoju Katowice maszyna zaskoczyła i zbytnia ingerencja mogłaby zatrzeć silnik. Tyle że w pierwszej połowie ten silnik w ogóle nie pracował.