Zwycięstwo Anglię umiarkowanie cieszy, a Hiszpanię umiarkowanie martwi. „El Pais" uznał, że to porażka zwodnicza, bo rywal nie grał lepiej, wykorzystał jedyną okazję, a mistrzowie świata zmarnowali kilka. „To był jeden z tych meczów, w których Hiszpania ma początek, ale nie ma końca" – napisał komentator dziennika o niezliczonych podaniach do siebie i braku skuteczności.

„Zwycięstwo nie oznacza, że jesteśmy równie dobrzy jak oni, ale zawsze to lepsze od groteski, której się po naszych piłkarzach w tym meczu spodziewaliśmy" – pisze „Guardian". A „Marca" przeklina towarzyskie mecze. „Od mundialu w RPA mamy w meczach o punkty same zwycięstwa, ale jak stawka spada, to reprezentacja gra poniżej swojej renomy".

To już trzecia porażka mistrzów świata w prestiżowym meczu towarzyskim: przed Anglikami pokonali ich Argentyńczycy i Portugalczycy. Ale tamci rywale grali efektownie, a Anglia wybrała sposób szwajcarski z mistrzostw w RPA: wszyscy się bronimy, żadnego ryzyka, może się uda. Udało się Frankowi Lampardowi w 49 min. Był najszybszy, gdy piłka po uderzeniu głową Darrena Benta odbiła się od słupka. Dośrodkowania to wciąż najgroźniejsza broń przeciw Hiszpanii. – To, że u nich wrzucanie piłki w pole karne wypadło z łask, nie oznacza, że reszta świata ma tego nie robić – pisze „Guardian".

Hiszpanie tuż po meczu ruszyli do Kostaryki, na kolejny dobrze płatny sparing. Są rozchwytywani, pod tym względem rywalizować mogą z nimi tylko Brazylijczycy i Argentyńczycy. Ale ci ostatni od dawna sprzedają wybrakowany towar. Trenerzy się zmieniają, a Argentyna pozostaje tak samo przeciętna. To już może lepiej było nie zwalniać Diego Maradony, z nim stawki za sparingi były dużo wyższe. Po Maradonie kadry nie uleczył Sergio Batista, a po Batiście w stare koleiny wpadł Alejandro Sabella. Argentyna pierwszy raz nie potrafiła wygrać u siebie z Boliwią, zremisowała 1:1. W pierwszych trzech meczach eliminacji MŚ 2014 zwyciężyła tylko raz, we wtorek gra w Kolumbii.

Na szczęście dla Argentyńczyków tym razem droga do mundialu jest wyjątkowo prosta: awansują cztery drużyny, piąta dostanie szansę awansu w barażu, nie gra Brazylia, a Chile ma jeszcze większe kłopoty: przed meczem z Urugwajem trener Claudio Borghi wyrzucił za pijaństwo jedną czwartą drużyny, na boisku było 0:4, a wszystkie gole strzelił Luis Suarez.