Czołówka tabeli nie przypomina już autobusu w godzinach szczytu. Poprzedni sezon, kiedy parę kolejek przed końcem o tytule mistrzowskim mogło marzyć kilka drużyn, chyba się nie powtórzy. Jeśli Legia wygra w środę zaległe spotkanie z Zagłębiem Lubin, razem ze Śląskiem Wrocław ucieknie reszcie stawki. Polonia Warszawa, Wisła Kraków i Lech Poznań – przed sezonem wymieniane w gronie faworytów – na razie zwolniły kroku.
Śląsk w piątek wygrał w Białymstoku z Jagiellonią 2:0 i uciekł Legii aż na osiem punktów. Piłkarzy Oresta Lenczyka chwalono wreszcie nie tylko za wynik, ale i za grę. Legia w sobotę wysłała jednak do Wrocławia jasny przekaz: chce zdobyć tytuł, grając szybciej i efektowniej.
Drużyna Macieja Skorży pokonała na własnym boisku Lechię Gdańsk 3:0. Trener Legii po meczu mówił o bólu serca, o jaki przyprawiło go poinformowanie dwóch zawodników, że zaczną mecz na ławce rezerwowych.
– To był dzień, kiedy chciałem, żeby w piłkę grało po 13 zawodników. Michał Żyro i Michał Kucharczyk zasłużyli na grę od pierwszej minuty meczu tak samo jak ci, którzy go rozpoczęli – mówił Skorża.
Lechia długo robiła to, co w tym meczu było dla niej jedyną możliwością przetrwania. Pozbawiona charakteru, prawdziwego lidera i wiary w siebie – rozpaczliwie się broniła. Nowy trener Rafał Ulatowski pierwszy raz wstał z ławki po półgodzinie. Legia została zablokowana, nie oddała celnego strzału aż do gola w 45. minucie, kiedy Ivica Vrdoljak strzelił spoza pola karnego i zatarł fatalne wrażenie, jakie jego gra zostawiała do tej pory.