Są piłkarze, którzy nienawidzą schodzić z boiska. Są także tacy, którym bycie rezerwowymi nie przeszkadza stać się legendami. Solskjaer jest najlepszym dowodem, że drugoplanową rolą też można się zapisać w historii. W końcu to on został bohaterem jednego z najbardziej emocjonujących finałów Ligi Mistrzów.
W maju minie 20 lat, odkąd Manchester United pokonał Bayern dzięki dwóm bramkom w doliczonym czasie. Zwycięską strzelił Solskjaer. I choć zdobył ich dla drużyny jeszcze ponad 100, właśnie to trafienie zapewniło mu nieśmiertelność.
Tamten mecz odbył się w Barcelonie. Za dwa tygodnie Norweg znów usiądzie na ławce na Camp Nou – w ćwierćfinale LM. Jako trener, już nie tymczasowy. Kibice Czerwonych Diabłów liczą, że napisze kolejny rozdział tej pięknej opowieści.
Zniszczone kolana
Jako piłkarz miał jeden z najbardziej oryginalnych pseudonimów. Nazywano go mordercą o twarzy dziecka, bo choć w polu karnym był dla rywali bezwzględny, bardziej niż płatnego zabójcę przypominał kumpla z gimnazjalnej ławki. I to raczej takiego, którego trzeba chronić przed szkolnymi łobuzami.
Młodzieńczy wygląd nie przeminął. Trudno uwierzyć, że w lutym skończył 46 lat.