Piłkarze Wisły musieli wygrać z Twente i liczyć na to, że Fulham nie pokona u siebie Odense. Nie chcieli nasłuchiwać wieści z Londynu, powtarzali, że chcą wygrać ostatnie w tym roku spotkanie, żeby uratować jesienną rundę.
Trener Co Adrianse wystawił do gry rezerwowych bramkarza i obrońców, co ułatwiło zadanie Wiśle. Kazimierz Moskal grał o swoją posadę – ryzykował, posadził na ławce Patryka Małeckiego i Ivicę Ilieva. Do przerwy było 1:1, na gola Łukasza Garguły odpowiedział Luuk de Jong, ale w pierwszej minucie drugiej połowy podanie Sergeia Pareiki na bramkę zamienił Cwetan Genkow.
W Londynie Odense w pierwszej połowie nie oddało celnego strzału, straciło dwa gole. Nikt nie dawał Duńczykom szans po przerwie, zwycięstwo Wisły zapowiadało się sztuką dla sztuki, zapewne nie uratowałoby Moskala, a jedyną korzyścią byłyby dodatkowe punkty w rankignu dla polskich klubów.
Gol na 1:2 dla Odense padł z rzutu wolnego, ale gra nadal była pod kontrolą Fulham. Sędzia przedłużył spotkanie o trzy minuty, dobiegała końca ostatnia, gdy Djiby Fall doprowadził do wyrównania. Odense grało o nic, ale trener Henrik Clausen zapowiadał poważne podejście do sprawy.
Mecz w Krakowie skończył się dwie minuty wcześniej od tego w Londynie. Piłkarze Wisły niby cieszyli się ze zwycięstwa, jednak wiedzieli, że 9 punktów, które dało awans Legii (dziś o 19. gra ostatni mecz z Hapoelem Tel Awiw – transmisja w Polsacie Futbol) w ich przypadku może nie wystarczyć do awansu. Wiadomość o golu Falla rozpoczęła karnawał.