Barcelona zaczęła terapię. Pep Guardiola nazwał ją powrotem do perfekcjonizmu. Koniec z niechlujstwem w obronie, z ospałością pomocników, czas odnaleźć Leo Messiego, czas przestać wpadać w popłoch, gdy nie mogą zagrać Xavi czy Andres Iniesta. Są też pierwsze ofiary porządków: rozkojarzony ostatnio Gerard Pique poleciał z drużyną do Niemiec, nie miał kontuzji, ale nie było go nawet na ławce rezerwowych.
Ładne zwycięstwo nad Bayerem może być znakiem nowego początku, choć akurat wszystkie wspomniane choroby atakowały Barcelonę, gdy grała w lidze hiszpańskiej, nie w Lidze Mistrzów. W niej pokazuje inną twarz. W Hiszpanii w meczach wyjazdowych trwoni punkty, w LM nie straciła poza własnym boiskiem ani jednego.
Bayer, choć stać go było na wyrównującego gola – dość przypadkowego – był łatwym celem. Chował się przed Barceloną, a potem nagle w przypływie odwagi zrywał się do ataków, co się często kończyło stratą piłki. Od takiej straty zaczęła się akcja, którą Alexis Sanchez zakończył golem na 1:0.
Sprowadzony latem Sanchez ciągle się Barcelony uczy i gdy drużyna wikła się w budowanie wyszukanych akcji, on nie komplikuje, co bywa zaletą. Przy golu na 2:1 dostał ładne podanie od Cesca Fabregasa, przyspieszył, miał mało miejsca, ale strzelił idealnie. Trzecią bramkę zdobył Messi i wreszcie miał powód, by się uśmiechnąć.
Olympique Lyon wskórał z APOEL Nikozja tyle, ile Wisła, gdy walczyła z mistrzem Cypru o LM: wygrał u siebie 1:0. Niczego mu to przed rewanżem nie gwarantuje, APOEL na własnym boisku jest inną drużyną. Przede wszystkim – od czasu do czasu atakuje.