APOEL wylądował, to na razie koniec cypryjskiej bajki, ale Real długo czekał na swoje gole.
Minęła pierwsza połowa, ze świetną sytuacją Karima Benzemy, który z bliska nie trafił do pustej bramki, minęła godzina meczu, a na żadne rozstrzygnięcia się nie zanosiło. APOEL pilnował remisu, Real nie potrafił się rozpędzić. Pomogli dopiero rezerwowi, wprowadzeni razem w 64. minucie Marcelo i Kaka. Po ich akcjach padł pierwszy i drugi gol, przy trzecim do Benzemy podawał Mesut Oezil. Real już jest pewien awansu. Dziś się okaże, czy bliżej starcia z nim w półfinale będzie Bayern czy Olympique Marsylia.
Do półfinału wybiera się też Chelsea, która Benficę pokonała z zimną krwią. Gospodarze mieli przewagę, Chelsea miała Davida Luiza, który stojąc na linii bramkowej zablokował strzał Oscara Cardozo, miała też szczęście, gdy sędzia uznał, że zagranie ręką Johna Terry'ego nie zasługiwało na rzut karny. Jedyny gol to przede wszystkim dzieło Fernando Torresa, który podawał w polu karnym tak, że Salomonowi Kalou wystarczyło przyspieszyć i kopnąć do bramki. To pierwsze wyjazdowe zwycięstwo Chelsea w obecnej LM.
Wygrana Realu była jak pozdrowienie dla Barcelony: my swoje zrobiliśmy, teraz wasza kolej, a potem jeszcze jedna runda i widzimy się w finale. Obrońcom tytułu nie będzie jednak łatwo, trafiają dziś na człowieka z misją. Barcelona jest dla Zlatana Ibrahimovicia jak wrzód. Grał w niej jeden sezon, nie poznała się na nim, a tego Zlatan nie wybacza. Pepa Guardiolę w swojej autobiografii nazywa pogardliwie „filozofem" i człowiekiem, który mnoży problemy, zamiast je rozwiązywać.
Szwed w Serie A strzelił już 22 gole, w LM – pięć. Dzisiaj będzie miał szansę się zemścić. Barcelona zależy od Leo Messiego. Kiedy grał gorzej, Real uciekał, a kibice zastanawiali się, czy to już koniec wielkiej drużyny. Teraz Messi znowu szaleje – w ostatnich ośmiu meczach strzelił 18 goli, dla reprezentacji Argentyny zdobył hat-tricka. Jeśli strzeli jeszcze jednego gola – z 13 będzie najskuteczniejszym piłkarzem w jednym sezonie LM.