Trzy polskie eksportowe kluby wydały na wzmocnienia dwa i pół miliona złotych, Śląsk – ani grosza. We Wrocławiu nie zrobiono nic, by zerwać z etykietą mistrza z przypadku. Emocji w europejskich pucharach nikt się nie spodziewa. Druga runda kwalifikacji Ligi Mistrzów jest ostatnią, w której mistrz Polski jest rozstawiony. By awansować do fazy grupowej trzeba jeszcze pokonać dwóch przeciwników.
Śląsk na wzmocnienia nie wydał nawet grosza. Trudno wierzyć w sukces
Śląsk trafił na Buducnost Podgrocia – mistrza Czarnogóry, drużynę z małym budżetem, bez gwiazd i większych ambicji. Orest Lenczyk zabrał wczoraj na pokład samolotu 18 zawodników, ale przyznał, że trzech nie jest przygotowanych do gry. Mistrz Polski będzie straszył rywala jednym zdrowym napastnikiem – Łukasz Gikiewicz w poprzednim sezonie w 32 meczach strzelił cztery gole.
Śląsk pozyskał trzech piłkarzy, wszystkim pokończyły się kontrakty w dotychczasowych klubach i byli do wzięcia za darmo. Rafał Grodzicki przyszedł z Ruchu, Sylwester Patejuk z Podbeskidzia, a Marcin Kowalczyk ostatnio nie mieścił się w składzie Zagłębia Lubin. Grodzicki do Podgoricy nie poleciał, bo cierpi za czerwoną kartkę jeszcze z poprzedniego klubu. Johan Voskamp został we Wrocławiu, bo jest kontuzjowany.
Dużo dłuższa jest mistrzowska lista osłabień: w klubie nie udało się zatrzymać piłkarzy, którym kończyły się kontrakty. Piotr Celeban wyjechał zarabiać pieniądze w rumuńskim Vaslui. Zrezygnowała z niego Legia, bo po sezonie śpiewał o niej brzydkie piosenki. Nie ma też już Łukasza Madeja, Jarosława Fojuta, Dariusza Pietrasiaka, Piotra Ćwielonga i Sebastiana Dudka. Trudno powiedzieć, jaki pomysł mogą mieć we Wrocławiu na ten sezon.