Jest tak, jak można było się spodziewać po pierwszych meczach. Ale porażka Ruchu 0:5 to jednak wstyd.
Legia przegrała pierwszy mecz 1:2, więc do awansu potrzebny jej był wynik co najmniej 1:0. Biorąc pod uwagę dość przeciętny poziom Austriaków, takie skromne zwycięstwo nie przekraczało możliwości Legii. I trudno powiedzieć, dlaczego na Łazienkowskiej od pierwszych minut gospodarze oddali inicjatywę Austriakom.
Mogło to się skończyć fatalnie w 7. minucie. Marco Meilinger miał przed sobą całą bramkę, ale trafił piłką w zdezorientowanego Dusana Kuciaka. Pięć minut później boisko opuścił kontuzjowany Michał Żewłakow. Słoweniec Marko Šuler, który go zastąpił, to jest obrońca, delikatnie mówiąc, dość niepewny. A ponieważ Legia w każdym meczu traci bramki, ta zmiana pogarszała sytuację.
Na szczęście Austriacy, dobrze grający w polu i niezamierzający się bronić, nie zawsze po stracie piłki wracali pod swoją bramkę. Gdyby Daniel Łukasik dokonał w kontrataku lepszego wyboru, to pewnie bramka padłaby w 21. minucie. Odwlekło się o 20 minut. Danijel Ljuboja podał na środek pola karnego, a 33-letni Marek Saganowski zdobył strzałem głową prowadzenie.
Najlepszy okres gry Legia miała po przerwie. Najpierw znów po podaniu Ljuboi na 2:0 podwyższył Miroslav Radovic, a potem Ljuboja przelobował bramkarza.