Nie udał się debiut Waldemara Fornalika w roli trenera reprezentacji. Polska przegrała może i pechowo, bo straciła bramkę w doliczonym czasie. Jednak przez półtorej godziny nie zrobiła wiele, aby do takiej sytuacji nie doszło. Polacy grali w składzie podobnym do tego z mistrzostw Europy. Do bramki wrócił Wojciech Szczęsny, miejsce Sebastiana Boenischa na lewej obronie zajął Jakub Wawrzyniak. Zamiast kontuzjowanego Ludovika Obraniaka zobaczyliśmy Ariela Borysiuka, a na bocznej pomocy Macieja Rybusa, który podczas Euro grał niewiele.
Ważniejsza była zmiana innego rodzaju. Kiedy trenerem był Franciszek Smuda, w ataku mieliśmy tylko jednego zawodnika – Roberta Lewandowskiego. Fornalik postanowił, że zagra dwóch. I dodał Lewandowskiemu Artura Sobiecha, który biegał najbliżej bramki i miał wykańczać nasze akcje. Tylko że wcześniej sam się wykończył, bo otrzymał piłkę tylko kilka razy i nie udało mu się oddać choćby jednego strzału. A cofnięty Lewandowski też miał niewiele okazji do skutecznej akcji.
Nic dziwnego, że w drugiej połowie trener zdjął z boiska Sobiecha, na jego miejsce wprowadził Adriana Mierzejewskiego, a Lewandowskiego przesunął do przodu, czyli tam, gdzie czuje się najlepiej. Niestety, wczoraj nasz najlepszy piłkarz w żadnym miejscu boiska nie czuł się dobrze. Chyba mało kto z polskich zawodników czuł się dobrze. Widać, że żaden na początku sezonu nie jest jeszcze w formie. Stąd dużo niecelnych podań, wiele straconych piłek, akcje kończące się, nim się na dobre zaczęły, brak zrozumienia między piłkarzami, bo przecież jednak nie wszyscy ze sobą już grali.
Błędy popełniali wszyscy, od Wojciecha Szczęsnego począwszy, przez kolejnych obrońców, pomocników i napastników. Trudno wskazać choćby jednego, o którym można by powiedzieć, że nie zawiódł. Tyle że to są nadal najlepsi polscy piłkarze, wiemy, że mogą grać lepiej, a za miesiąc powinni być w dużo lepszej formie.