Dokładnie mówiąc: resztki prestiżu będzie ratował Śląsk, który od kilku tygodni gra na poziomie niegodnym mistrza Polski. Wrocławianie odpadli już z walki o Ligę Mistrzów. W pierwszej rundzie jeszcze jakoś im poszło – pokonali na wyjeździe mistrza Czarnogóry Buducnost 2:0. Ale w rewanżu z trudem utrzymali tę przewagę, ostatecznie przegrywając 0:1.
W następnej rundzie przeciwnik był lepszy, więc i o szczęściu nie mogło być mowy. Helsingborg wygrał we Wrocławiu 3:0, a w rewanżu, nie przykładając się specjalnie – 3:1. Na wrocławian wystarczyła szwedzka solidność. Ile ona naprawdę znaczy, pokazał wtorkowy mecz kwalifikacyjny do Ligi Mistrzów, który Helsingborg przegrał na swoim boisku z Celtikiem Glasgow 0:2.
Liga Europejska jest ostatnią szansą Śląska na rehabilitację. Ale to nie będzie łatwe. Po pierwsze: drużyna wciąż jest w kryzysie, którego końca nie widać. Po drugie: przeciwnik –Hannover 96 wydaje się zespołem lepszym od Śląska. Po losowaniu, we Wrocławiu rozległ się jęk zawodu, a w Hanowerze – oklaski radości. I ciekawe, że niemiecka prasa nie przestrzega hanowerskich piłkarzy przed graczami Śląska, tylko swoich kibiców, aby nie demonstrowali we Wrocławiu sympatii do H96, bo mogą wrócić do domu pokiereszowani.
Śląsk rozpoczął sezon ekstraklasy od porażki 1:2 z Widzewem w Łodzi, co było niespodzianką. Ale wrocławianie grali tam bez kilku piłkarzy, ukaranych za śpiewanie obraźliwych piosenek pod adresem Legii. W rozgrywkach pucharowych ta kara nie obowiązuje. Można więc robić sobie nadzieje, że Śląsk z Sebastianem Milą zagra lepiej niż bez niego. Tyle że w dotychczasowych czterech meczach pucharowych wrocławianie grali w pełnym składzie i też poniżej oczekiwanego poziomu.
Mówi się więc coraz częściej o kłótni w rodzinie. Podobno części zawodników znudził się już trener Orest Lenczyk, więc nie zależy im na zwycięstwach. Trener ucina te plotki stwierdzeniem, że nie ma w klubie niemądrych piłkarzy, mogących wystąpić przeciw trenerowi, z którym zdobyli mistrzostwo i wicemistrzostwo Polski oraz Superpuchar.