Gdy w środę wieczorem, pół godziny po wejściu na boisko w meczu z Benficą (0:0), Messi został zniesiony na noszach, trzymając się za kolano i zakrywając twarz rękoma, mogło się wydawać, że stało się coś niedobrego i czeka go dłuższa przerwa. Ale już pierwszy komunikat Barcelony głosił, że to tylko stłuczenie. Potwierdziły to wczorajsze badania. Kolano jest tylko posiniaczone, Argentyńczyk ćwiczył już na siłowni, ale jego występ w niedzielnym meczu z Betisem w Sewilli jest niepewny.
Chelsea wygrała pierwszy mecz za kadencji Rafaela Beniteza, 6:1 z Nordsjaelland, ale przejdzie do historii jako pierwszy obrońca trofeum, który z fazy grupowej nie wyszedł. – Winni są przede wszystkim zawodnicy, a nie trenerzy – przytomnie zauważa bramkarz Petr Cech. – Odkąd tu jestem, nie pamiętam, byśmy kiedyś spisywali się tak słabo. Musimy pokazać charakter i wziąć na siebie ciężar odpowiedzialności.
Wiosnę Chelsea spędzi w Lidze Europejskiej. – Na pewno nie potraktujemy tych rozgrywek jako zesłania – mówi Benitez. Szansa na rehabilitację i pierwsze trofeum już w przyszłym tygodniu, walka o klubowe mistrzostwo świata w Japonii.
Juventus, który do 1/8 finału awansował kosztem Chelsea, pokonując w ostatniej kolejce Szachtar Donieck 1:0, ma jedno życzenie – nie chciałby już teraz trafić na Real Madryt. Wolałby kogoś z zestawu: Porto, Arsenal, Valencia, Celtic, Galatasaray. Ale dyrektor Juventusu Giuseppe Marotta twierdzi, że nawet z Realem drużyna może dać sobie radę. Najważniejsze, że rewanż będzie w Turynie.