Ta drużyna granie na przekór ma w genach. Polonia niemal zawsze miała pod górkę – a to nie pasowała władzy, a to klepała taką biedę, że nie miała nawet prawa marzyć o sukcesach. A gdy w ostatnich latach pieniądze przy Konwiktorskiej były największe w całej lidze dzięki Józefowi Wojciechowskiemu, piłkarzom presja plątała nogi.
W piątek Polonia przechodziła kolejną próbę – grała bez pięciu zawodników z pierwszego składu, którzy po jesieni dali drużynie trzecie miejsce w tabeli, a zimą spakowali zabawki i przenieśli się do innych klubów, nie godząc się na kilkumiesięczne zaległości w wypłatach. Kibice od pierwszej minuty pokazali, za kim stoją w konflikcie prezesa Ireneusza Króla z piłkarzami. Krzyczeli: „Król jest nagi" i „Trele-morele, prezesie, gdzie jest ten przelew?".
Piotr Stokowiec, trener, który po raz kolejny zgodził się przygotować skład na kolanie, nie musiał się wstydzić. Polonia w pierwszej połowie nie przeprowadziła żadnej groźnej akcji, ale Lechii także nie udało się rozgrzać kibiców. Ci, którzy tęsknili za ekstraklasą, mogli postanowić, że od tej pory będą mieli trochę ambitniejsze marzenia. Było bardzo zimno, padał śnieg, wiał wiatr, a na boisku piłkarze zamiast w piłkę częściej kopali się w czoło.
Pierwszą groźną akcję przeprowadzili goście i było to dopiero siedem minut przed ostatnim gwizdkiem. Wreszcie było na co popatrzeć. Piotr Brożek rozpoczął szybką wymianę podań bez przyjęcia, po kilku piłka trafiła do Piotra Wiśniewskiego i Lechia zrobiła się pewna swego. – Na taką akcję czasami trzeba czekać pięć lat – powiedział trener Bogusław Kaczmarek.
Polonia straciła bramkę w momencie, kiedy zaczęła przeważać, przejęła inicjatywę i wydawało się, że znowu udowodni, że wspólny wróg i bieda mobilizują jak nic innego. Stokowiec stracił zimą wszystkie gwiazdy poza Pawłem Wszołkiem, życie nie znosi jednak próżni i wczoraj przy Konwiktorskiej być może narodziła się nowa. Minutę przed końcem wyrównał 21-letni Miłosz Przybecki, o którym kilka miesięcy temu Stokowiec mówił jako o piłkarzu z największymi możliwościami ze wszystkich młodych. Przybeckiego do tej pory męczyły kontuzje, wczoraj dostał tylko kilka minut i błysnął, uciekając pięciu rywalom i precyzyjnie strzelając do bramki.