Sytuacja nie jest beznadziejna, ale trudna. Polska rozegrała dopiero cztery z dziesięciu meczów w eliminacjach, przegrała tylko jeden. Być może kluczowy, ale jeden. Żeby myśleć o awansie, nie musimy jeszcze rozglądać się na przeciwników i liczyć na to, że San Marino pokona Czarnogórę. Nie mamy już tylko marginesu na błędy. Trzeba wygrać dwa razy z San Marino, z Mołdawią i Czarnogórą na własnym stadionie, a wtedy w ostatnich spotkaniach eliminacji z Ukrainą i Anglią wcale nie będziemy już musieli zdobywać sześciu punktów. Patrząc na to, co w piątek pokazali nasi piłkarze, trudno uwierzyć, że teraz nastąpi seria zwycięstw, ale zwalnianie trenera Waldemara Fornalika i rozwiązywanie drużyny to populistyczne hasła. Nie trzeba rozpoczynać budowy drużyny na eliminacje Euro 2016, skoro ta przygotowywana na mundial nie zakończyła jeszcze swojej misji.
– Nadal mamy szansę na awans, i to całkiem sporą. Jednak musimy zacząć wygrywać i oby mecz z San Marino był zalążkiem tego, co będzie dobrego w tej kadrze. Naszemu zespołowi brakuje radości po udanym meczu. Wiadomo, że nic tak nie buduje jak dobre rezultaty. Oby tak było po wtorkowym spotkaniu, bo minął już czas dramatów. Nasz zespół cały czas się zmienia. Reprezentacja ma to do siebie, że na przygotowanie jest mało czasu, ale to nie może być naszym wytłumaczeniem – mówi Boruc.
W jutrzejszym spotkaniu nie zagra ten sam zespół, co przeciwko Ukrainie. Ktokolwiek zastąpi Sebastiana Boenischa, na pewno nie będzie grał gorzej, miejsce Daniela Łukasika zajmie Eugen Polanski, który nie mógł grać przeciwko Ukrainie i został powołany właśnie na spotkanie z San Marino. Nie wiadomo, czy trener da szanse na przełamanie się Lewandowskiemu, czy posadzi go na ławce rezerwowych.
– Z Ukrainą wyglądało, jak byśmy wyszli na boisko dopiero po 10 minutach meczu, ale mamy ciągle szanse na rehabilitację. Chcemy ją wykorzystać – mówi Polanski.
Nie brakuje głosów, że największym problemem polskiej reprezentacji jest teraz trener Waldemar Fornalik. Na Stadionie Narodowym ściany miały uszy, a obecnego selekcjonera nowa władza PZPN nazywa spadkiem po starej. Że za spokojny i bez charyzmy. Że mentalnie nie wyszedł z Ruchu Chorzów. I najważniejszy argument – że nie ma chemii między nim a zespołem, bo skoro piłkarzom zabrakło ambicji, to coś jest nie tak z motywacją. Fornalik pierwszy raz, po 9 miesiącach pracy, spotkał się z taką krytyką i musi oswoić się z nową sytuacją.
– Nie pierwszy raz zwalniamy trenera tak szybko. Specjalnie się nie dziwię – twierdzi Boruc. Marcin Wasilewski, na boisku jeden z najsłabszych, ale przynajmniej na tyle odważny, że chętnie rozmawia z dziennikarzami, dodaje: – Nasz żal jest tym większy, że byliśmy odpowiednio zmotywowani. Trener nie mógł zrobić nic więcej. Sami też zdawaliśmy sobie sprawę, o co gramy, i przed pierwszym gwizdkiem dodatkowo się mobilizowaliśmy. Dlatego nie rozumiem, dlaczego w pierwszych minutach spaliśmy i nie zrealizowaliśmy nic z tego, co kazał nam trener – tłumaczy.