Zaczną w Brasilii. W mieście najbogatszych Brazylijczyków i najdroższego stadionu z 12 budowanych na mundial. Mieście bez wielkiego klubu, który mógłby zapewnić stadionowi utrzymanie, ale to zmartwienie na później. Jutro o 21 (transmisja w TVP 2), na Estadio Nacional Mane Garrincha Brazylia zaczyna turniej meczem z Japonią. Z sześciu poprzednich Pucharów Konfederacji wygrała aż trzy, w tym ostatnie dwa w Niemczech i RPA.
Teraz nie będzie faworytem. Z ośmiu drużyn, które zagrają w Pucharze Konfederacji (to turniej dla mistrzów kontynentów), przynajmniej połowa nie musi się czuć słabsza od Brazylii. Faworyci to Hiszpanie, Włosi, którzy wykorzystali miejsce zwolnione dla Europy przez Hiszpanię (jako mistrza świata), mimo wszystko Urugwaj, który męczy się w eliminacjach, ale jest stworzony do turniejów. Brazylia trafiła do bardzo trudnej grupy z Japonią, Włochami i Meksykiem. Hiszpanie są w grupie z Urugwajem, Tahiti i Nigerią. To oznacza, że gospodarze, zwłaszcza jeśli nie wygrają grupy, już w półfinale mogą trafić na Hiszpanię.
Ale dziś, po dwóch mundialach zakończonych dla niej przedwcześnie, po porażce w ostatnim Copa America i tradycyjnie przegranym turnieju olimpijskim, Brazylii nie trzeba tytułu, by się pocieszyć. Wystarczy kilka dowodów, że reprezentacja idzie w dobrym kierunku, kończy się „jejum", czyli post, jak się tutaj nazywa długie serie bez zwycięstw czy strzelanych goli.
Ostatnie zwycięstwo 3:0 z Francją to jeszcze za mało, by ogłosić koniec postu. Kadra wygrała w tym roku tylko dwa mecze. A Neymar, chłopak z plakatu reklamującego gospodarcze sukcesy Brazylii i rosnącą siłę jej krajowego futbolu, snuje się po boisku w zwolnionym tempie. Czuł się już tak przytłoczony oczekiwaniami – sam je wcześniej rozbudzał – że przeniósł się do Barcelony, by w cieniu większych gwiazd przygotować się do mistrzostw. Brazylijczycy liczą, że jeszcze powróci ten Neymar, którego ogłaszali nowym Pelem, a on siebie – nowym Garrinchą. Może już w Pucharze Konfederacji.
Jeszcze bardziej przyda się sukces organizacyjny, bo tu, gdzie za rok ma być karnawał, jest jeszcze bałagan. Stadion w Brasilii został otwarty dwa tygodnie temu, ale prace się nie zakończyły. Na miejscowym lotnisku też nie, a to transport jest największym zmartwieniem kontrolerów z FIFA.