Razem z Pucharem Konfederacji w południowoamerykańskim kraju zaczęły się protesty niezadowolonych obywateli, którzy uważają, że mistrzostwa to jedynie marnotrawienie pieniędzy. Na początku lipca prezydent FIFA stwierdził, że bunt Brazylijczyków jest chwilowy. Kochają oni futbol tak bardzo, że nie pozwolą, aby mundial organizowany w ich ojczyźnie okazał się organizacyjną porażką. Ale Sepp Blatter szybko zmienił zdanie. Potrzebował dwóch tygodni, aby powiedzieć niemieckiej agencji prasowej DPA, że wybór Brazylii na gospodarza „mógł być błędem".
- Jeżeli niezadowoleni ludzie ponownie wyjdą na ulice, musimy zadać sobie pytanie, czy nie podjęliśmy złej decyzji – mówił szef światowej federacji piłkarskiej. We wrześniu Blatter ma spotkać się z prezydent Dilmą Rousseff, by spokojnie omówić problem społecznych protestów.
- W żaden sposób nie naciskaliśmy i nie będziemy naciskać na brazylijski rząd. Ale nie chcielibyśmy, aby jakiekolwiek incydenty zakłóciły przebieg mistrzostw. Politycy są świadomi, że mają rok, by podjąć odpowiednie działania i załagodzić nastroje społeczeństwa – powiedział prezydent FIFA.
Sepp Blatter zaznaczył, że nie czuje się odpowiedzialny za falę protestów w Brazylii. Uważa, że FIFA nie może ingerować w sprawy wewnętrzne kraju. Nawet jeśli dane państwo jest gospodarzem zawodów organizowanych przez światową federację. Szwajcara nie przekonują argumenty, że niezadowolenie obywateli zostało wywołane przez wydatki związane z mundialem. Brazylijczycy mają za złe FIFA, że nie wspomogła finansowo budowy stadionów, na który będzie odbywać się organizowana przez nią impreza.
Zachwyt Blattera nad Brazylią mija coraz szybciej. Gdy w 2007 pięciokrotni mistrzowie świata dowiedzieli się, że w 2014 będą gospodarzami mundialu, prezydent FIFA nie krył swojego zachwytu.