Śląsk miał przed rewanżem komfortową sytuację. Po zwycięstwie nad Rudarem we Wrocławiu 4:0, jechał na rewanż względnie spokojny. Jedyne, co ten spokój mogło zmącić to boisko w Podgoricy. Przed rokiem, kiedy Śląsk grał tam z Buducnostią, na boisku i trybunach było bardzo niemiło i doszło nawet do rękoczynów. Ale piłkarsko Śląsk był lepszy - wygrał 2:0.
Teraz żadnych awantur nie było (bo i kibiców na trybuny przyszło niewielu) i przewaga też od początku należała do wrocławian. Przed tygodniem wbili Czarnogórcom dwie bramki w ciągu pierwszych dziesięciu minut. Tym razem czekali pół godziny a potem, w ciągu trzech minut, pozbawili gospodarzy wszelkich złudzeń. Najpierw, po dośrodkowaniu Dudu z lewej strony bramkę głową strzelił Waldemar Sobota. Bramkarz popełnił duży błąd, wpuszczając piłkę przy słupku. Druga bramkowa akcja zaczęła się od podania Sebastiana Mili do Waldemara Soboty. Jego podanie na środek pola karnego wykorzystał Marco Paixao.
Po prowadzeniu 2:0 Śląsk za bardzo się rozluźnił a zmiany Mili na Tomasza Hołotę oraz Przemysława Kaźmierczaka na Tadeusza Sochę sprawiły, że druga linia wrocławian nie była tak pewna jak w pierwszej połowie. Gospodarze szybko tę słabość wyczuli. Im bardziej zależało na zmianie wyniku i dopięli swego. Zdobyli gola na 2:2 w doliczonym czasie.
Śląsk stracił trochę zaufania kibiców, pieniędzy i punktów w rankingu UEFA, ale gra dalej. W następnej rundzie będzie miał znacznie trudniejszego przeciwnika - FC Brugge. Z nim taka nonszalancja jak w Podgoricy może się skończyć gorzej niż remisem.
Rudar Pljevlja - Śląsk Wrocław 2:2 (0:2).