Jeżeli drużyna Stanislava Levy'ego zagra tak, jak w meczu z Jagiellonią, nie ma co liczyć na korzystny wynik. W niedzielę Śląsk przegrywał 0:3 na własnym stadionie z drużyną, która poza Białymstokiem dotąd nie potrafiła odnosić sukcesów. Levy tłumaczył, że musiał oszczędzać zawodników na ważniejsze spotkania, ale chyba sam nie spodziewał się, że nieobecność w pierwszym składzie Sebastiana Mili i Marco Paixao będzie miała aż tak negatywny wpływ na zespół.
Mila przekonuje, że Śląsk to nie tylko on i statystycznie rzecz ujmując – ma rację. Ale bez Mili Śląsk traci pomysł na grę, czuje się zagubiony, bo nawet jeśli orkiestra jest niezła, to bez dyrygenta nie da rady. Mila i Paixao pojawili się w meczu z Jagiellonią po przerwie i mecz skończył się porażką Śląska, ale 2:3.
– Club Brugge jest faworytem i zapewne przyjedzie do Wrocławia po to, żeby wszystko było jasne jeszcze przed rewanżem – mówił wczoraj Mila. Pytany o motywację, dodał, że zastanawia się, czy nie odpuścić sobie odprawy przed meczem, bo wszyscy piłkarze są zmobilizowani tak bardzo, że nie potrzebują żadnego gadania.
Wczoraj kontrakt ze Śląskiem rozwiązał Marek Wasiluk, który nie miał miejsca w składzie. Levy wziął natomiast do kadry na spotkanie z Clubem Brugge nowy nabytek – Odeda Gavisha. To stoper, ostatnie trzy lata spędził w izraelskim Hapoelu Be'er Szewa, ma także paszport rumuński. W tym roku Śląsk poza Tomaszem Hołotą sprowadza tylko obcokrajowców. Czy Gavish będzie wzmocnieniem – trudno powiedzieć.
Wrocławski zespół nie miał szczęścia w losowaniu, trafił najgorzej z polskich drużyn. Club Brugge ma wyraźnie wyższy budżet i doświadczenie w Europie. W 2009 roku w ostatniej fazie eliminacji Ligi Europejskiej wyeliminował Lecha Poznań. W poprzednim sezonie ligi belgijskiej drużyna z Brugii zajęła czwarte miejsce.