Michał Kołodziejczyk z Wilna
- Daję Lechowi 30 procent szans na zwycięstwo, biorąc pod uwagę ostatnie problemy, jakie mają z kontuzjami – mówił przed meczem polski trener Żalgirisu Wilno Marek Zub. Trener Lecha Mariusz Rumak odpowiadał: - Podoba mi się taka odważna odpowiedź. Ale trener Żaligirisu równie dobrze mógł powiedzieć, że mamy jeden procent, bo tyle nam wystarczy.
Zub w rok zbudował w Wilnie drużynę, która pewnym krokiem zmierza po pierwsze mistrzostwo kraju od 1999 roku, w poprzednim sezonie zajęła drugie miejsce i dzięki temu może pokazać się w Europie. Litewska liga jest uboga, budżet Żalgirisu jest kilka razy mniejszy od klubu z Poznania, na boisku nie było jednak tego widać. Piłkarze Lecha przed wylotem mówili, że chcieliby załatwić sprawę awansu już w pierwszym meczu w Wilnie. Optymizm dawały niskie notowania litewskiej piłki w europejskich rozgrywkach i niezłe występy z Honką Espoo w poprzedniej rundzie kwalifikacji. Rzeczywistość w ekstraklasie jest już brutalna – po dwóch kolejkach wicemistrzowie Polski tracą do Legii cztery punkty. Nie potrafili jak dotąd wygrać, zremisowali 1:1 z Ruchem Chorzów i 1:1 z Cracovią na własnym stadionie.
Błąd Kotorowskiego
Gwiazdą Żalgirisu jest polski napastnik Kamil Biliński, który korzystając z okazji chciał przypomnieć się klubom naszej ekstraklasy. Biliński w poprzednim sezonie ligi litewskiej strzelił 12 goli, w tym już 13. Przeciwko Lechowi grał nieźle, nie bał się pojedynków z Manuelem Arboledą, kilka razy dobrze podawał piłkę partnerom. To jednak nie on, a Mantas Kuklys w 44 minucie spotkania dał prowadzenie Litwinom. Krzysztof Kotorowski bronił w pierwszej połowie pod słońce, przed pechem nie uchroniła go czapka z daszkiem. Po strzale Kuklysa miał już piłkę w rękach, ale jakimś cudem wepchnął ją do własnej bramki. To była interwencja w jego stylu – Kotorowski potrafi w kilku meczach z rzędu bronić świetnie, a potem przytrafia mu się taki gol, który szydercy pamiętają znacznie dłużej.
Lech dostał ostrzeżenie przed stratą gola, kiedy Rytis Leliuga wykorzystał świetne podanie ze skrzydła i strzelił gola, ale sędzia odgwizdał spalonego. Prawdopodobnie słusznie, ale nie przekonują o tym powtórki, litewska realizacja telewizyjna pozostawiała wiele do życzenia.