Wileńska bezradność, Lech upokorzony

Lech Poznań przegrał z Żalgirisem Wilno 0:1 w trzeciej rundzie kwalifikacyjnej Ligi Europejskiej. Gry w piłkę uczą nas coraz słabsi

Aktualizacja: 01.08.2013 21:30 Publikacja: 01.08.2013 21:28

Wileńska bezradność, Lech upokorzony

Foto: PAP/EPA

Michał Kołodziejczyk z Wilna

- Daję Lechowi 30 procent szans na zwycięstwo, biorąc pod uwagę ostatnie problemy, jakie mają z kontuzjami – mówił przed meczem polski trener Żalgirisu Wilno Marek Zub. Trener Lecha Mariusz Rumak odpowiadał: - Podoba mi się taka odważna odpowiedź. Ale trener Żaligirisu równie dobrze mógł powiedzieć, że mamy jeden procent, bo tyle nam wystarczy.

Zub w rok zbudował w Wilnie drużynę, która pewnym krokiem zmierza po pierwsze mistrzostwo kraju od 1999 roku, w poprzednim sezonie zajęła drugie miejsce i dzięki temu może pokazać się w Europie. Litewska liga jest uboga, budżet Żalgirisu jest kilka razy mniejszy od klubu z Poznania, na boisku nie było jednak tego widać. Piłkarze Lecha przed wylotem mówili, że chcieliby załatwić sprawę awansu już w pierwszym meczu w Wilnie. Optymizm dawały niskie notowania litewskiej piłki w europejskich rozgrywkach i niezłe występy z Honką Espoo w poprzedniej rundzie kwalifikacji. Rzeczywistość w ekstraklasie jest już brutalna – po dwóch kolejkach wicemistrzowie Polski tracą do Legii cztery punkty. Nie potrafili jak dotąd wygrać, zremisowali 1:1 z Ruchem Chorzów i 1:1 z Cracovią na własnym stadionie.

Błąd Kotorowskiego

Gwiazdą Żalgirisu jest polski napastnik Kamil Biliński, który korzystając z okazji chciał przypomnieć się klubom naszej ekstraklasy. Biliński w poprzednim sezonie ligi litewskiej strzelił 12 goli, w tym już 13. Przeciwko Lechowi grał nieźle, nie bał się pojedynków z Manuelem Arboledą, kilka razy dobrze podawał piłkę partnerom. To jednak nie on, a Mantas Kuklys w 44 minucie spotkania dał prowadzenie Litwinom. Krzysztof Kotorowski bronił w pierwszej połowie pod słońce, przed pechem nie uchroniła go czapka z daszkiem. Po strzale Kuklysa miał już piłkę w rękach, ale jakimś cudem wepchnął ją do własnej bramki. To była interwencja w jego stylu – Kotorowski potrafi w kilku meczach z rzędu bronić świetnie, a potem przytrafia mu się taki gol, który szydercy pamiętają znacznie dłużej.

Lech dostał ostrzeżenie przed stratą gola, kiedy Rytis Leliuga wykorzystał świetne podanie ze skrzydła i strzelił gola, ale sędzia odgwizdał spalonego. Prawdopodobnie słusznie, ale nie przekonują o tym powtórki, litewska realizacja telewizyjna pozostawiała wiele do życzenia.

Bez respektu

Piłkarze Żalgirisu, żeby zagrać z Lechem musieli wcześniej pokonać dwóch innych rywali. Okazję do gry z polską drużyną nazywali szansą. O Lechu wypowiadali się z szacunkiem, jak o drużynie europejskiej klasy, która może ich wiele nauczyć. Nauczyła przede wszystkim, jak uwierzyć w siebie. Gospodarze grali ostrożnie tylko przez pierwszych kilka minut, później zorientowali się, że drużyny z Poznania nie należy się przesadnie bać. Ruszyli do ataków, korzystając także z tego, że doskonale znają sztuczną nawierzchnię boiska, które gościom sprawiało wiele kłopotów. W pierwszej połowie Lech zagroził bramce Litwinów tylko raz – Kasper Hamalainen minął dwóch przeciwników, ale strzelił za lekko.

Żalgiris gra na stadionie Vetry, który wykorzystywany jest także przez reprezentację kraju. Obiekt może pomieścić sześć tysięcy widzów i wczoraj wypełnił się po brzegi. Piłka nożna przegrywa na Litwie z koszykówką jednak mecze międzynarodowe przyciągają wielu kibiców, bo to okazja do zobaczenia na żywo lepszych drużyn, niż te, które grają w lidze litewskiej. W czwartek do Wilna przyjechali jednak wyjątkowo słabi goście.

Lech wyglądał na drużynę rozbitą, której nie ma kto poprowadzić do boju. Szymon Pawłowski, sprowadzony z Zagłębia Lubin i kreowany na nowego lidera, zawiódł. Niewidoczny był będący w najwyższej formie na początku sezonu Vojo Ubiparip, Łukasz Teodorczyk dostał tylko jedno dobre podanie, ale i tak był na spalonym. Rumak oszczędzał najlepszych zawodników w lidze, nie ukrywając, że teraz liczą się dla niego europejskie puchary. Tak, jak jednak mógł wytłumaczyć się z remisu z Cracovią, tak porażka w Wilnie jest zawstydzająca. W spotkaniu z przeciętną drużyną, w Europie kompletnie anonimową, zawiódł pierwszy garnitur piłkarzy. Oczywiście trener może tłumaczyć się kontuzjami Rafała Murawskiego, Karola Linetty'ego czy Luisa Henriqueza, ale to chyba nie jedyna przyczyna fatalnej gry Lecha.

W drugiej połowie wicemistrzowie Polski, którzy zapowiadali, że w tym sezonie będą walczyć o pierwsze miejsce w ekstraklasie, nie potrafili zmienić swojej gry. Tańczyli tak, jak chcieli rywale. Żalgiris był bliżej podwyższenia prowadzenia, niż Lech wyrównania. Jak widać Zub dając przed meczem Lechowi 30 procent szans na zwycięstwo, był pełen kurtuazji. Polskie kluby przegrywają z coraz niżej notowanymi przeciwnikami. Przyjeżdżamy z wielkich, nowych i pachnących stadionów na obiekty, gdzie mecz da się obejrzeć zza płotu i przekonujemy się, że nasza liga ma tylko ładne opakowania, a jakości żadnej.

Złe wspomnienia

Litwa pamięta dwie ostatnie wizyty polskich kibiców. W 2007 roku Vetra Wilno grała z Legią, mecz został przerwany, bo kibice z Warszawy rozpoczęli regularną bitwę z policją na boisku. Zamieszki przeniosły się później na miasto, Vetra wygrała walkowerem, a Legia została wykluczona z europejskich pucharów. W 2011 roku reprezentacja Polski grała w Kownie z Litwą i mecz ponownie okazał się okazją dla polskich chuliganów do udowodnienia miejscowej policji, że nie jest przygotowana do ochrony piłkarskich spotkań podwyższonego ryzyka.

Tym razem miało być inaczej. Na całej trasie od Warszawy do Wilna pełno było patroli wyrywkowo kontrolujących samochody z poznańskimi numerami rejestracyjnymi. Na wszystkich rogatkach miasta nie było już losowania – litewska policja zatrzymywała wszystkie samochody z Polski i bardzo dokładnie przeszukiwała bagaże, zaglądając nawet do kosmetyczek. Legitymacja dziennikarska na nikim nie robiła wrażenia.

Kibice z Poznania otrzymali od Żalgirisu tylko 250 biletów i klub z Poznania zrezygnował z organizowania oficjalnego wyjazdu. Kibice jechali jednak na własną rękę, bo trzy razy więcej wejściówek, niż przewiduje regulamin, kupili im koledzy z Polonii Wilno. Przed meczem na mieście doszło tylko do kilku drobnych incydentów. – Nie mieliśmy wiele czasu na przygotowania, bo mieliśmy w mieście paradę równości. Udało nam się uniknąć zaniedbań z przeszłości dzięki współpracy z polską policją, która pomogła nam zrozumieć mentalność waszych kibiców - mówił Kestutis Lanciskas z policji odpowiadający za zabezpieczenie meczu. Polskich funkcjonariuszy rzeczywiście było wielu, kibiców z Poznania na stadion eskortowały między innymi polskie radiowozy.

Michał Kołodziejczyk z Wilna

- Daję Lechowi 30 procent szans na zwycięstwo, biorąc pod uwagę ostatnie problemy, jakie mają z kontuzjami – mówił przed meczem polski trener Żalgirisu Wilno Marek Zub. Trener Lecha Mariusz Rumak odpowiadał: - Podoba mi się taka odważna odpowiedź. Ale trener Żaligirisu równie dobrze mógł powiedzieć, że mamy jeden procent, bo tyle nam wystarczy.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Piłka nożna
Manchester City znalazł zastępcę dla Rodriego. Kim jest Nico Gonzalez?
Materiał Promocyjny
Koszty leczenia w przypadku urazów na stoku potrafią poważnie zaskoczyć
Piłka nożna
Krzysztof Piątek w Stambule. Znów odpala pistolety
Piłka nożna
Premier League. Wielki triumf Arsenalu, Manchester City powoli ustępuje z tronu
Piłka nożna
Najpierw męki, później zabawa. Barcelona wygrała, pomógł Robert Lewandowski
Piłka nożna
Drugi reprezentant Polski w Interze. Dlaczego Nicola Zalewski chce grać z Piotrem Zielińskim?