Dla Legii to miał być mecz sezonu. Trener Jan Urban powtarzał o tym od tygodnia. Denerwował się po pytaniach o pierwsze spotkanie w Norwegii. Prosił, by nie przypominać ciągle fatalnej pierwszej połowy, bo według niego Molde grało w niej tak dobrze tylko dlatego, że pozwoliła na to jego drużyna. W środę wieczorem w Warszawie miało być inaczej. – Nie możemy czekać na ruch rywali, nie możemy się bać grać po swojemu – zapowiadali piłkarze.
Urban nie ma wyjściowego składu. W żadnym z dotychczasowych spotkań nie zagrali ci sami piłkarze, co mecz wcześniej. Przeciwko Molde na środku obrony obok Dossy Juniora zagrał Jakub Rzeźniczak, a na lewą stronę wrócił Jakub Wawrzyniak, który przekonał do siebie trenera bardzo dobrym występem przeciwko Podbeskidziu.
Tomasz Jodłowiec wystąpił tym razem jako defensywny pomocnik i widać, że jest to pozycja dla tego zawodnika. Nie paraliżuje go presja, wie, że w razie czego może liczyć na asekurację i gra dużo lepiej niż jako stoper. Urban zdecydował też, że mecz na ławce rezerwowych zacznie Marek Saganowski, a jedynym napastnikiem będzie Władimir Dwaliszwili. Współpraca obu tych zawodników w ostatnich meczach wyglądała bardzo słabo.
Na szczęście okazało się, że może grać Duszan Kuciak, który miał problemy z nadgarstkiem po poniedziałkowym treningu. Na szczęście, bo w drugiej połowie uratował Legię przed stratą kilku goli. Strzelali Martin Linnes i Daniel Chukwu, bo gospodarze po godzinie stracili kontrolę nad grą. Wcześniej było tak, jak zapowiadali – biegali za dwóch, walczyli za trzech.
Mecz rozgrywany był w upale, Norwegowie pamiętając że w pierwszym meczu po przerwie opadli z sił, tym razem nie forsowali tempa. Tak jak w Molde Legia czekała na pierwszy strzał 30 minut, tak w Warszawie po raz pierwszy na bramkę przeciwników uderzył Jodłowiec już w 30 sekundzie. Piłkarze Urbana próbowali grać z pierwszej piłki, bardzo aktywni byli skrzydłowi, dlatego w drugiej połowie to właśnie ich Urban wymienił w pierwszej kolejności. Do gry weszli Jakub Kosecki i kolejny rekonwalescent – Michał Kucharczyk. Henrik Ojamaa i Michał Żyro schodzili z boiska resztkami sił.