W Sewilli tydzień temu Śląsk przegrał 1:4. Wspomnienia zostawił jednak nie najgorsze. Zagrał z rozmachem, odważnie, prowadził 1:0. Tylko właśnie wtedy zabrakło kogoś, kto choć na chwilę zaciągnąłby hamulec, dał sygnał do wybijania Sevilli z rytmu, a nie okładania się z nią dalej cios za cios, w walce o drugiego gola.
Odwaga z czasem stała się straceńcza i Śląsk zapłacił za nią najpierw stratą wyrównującej bramki, gdy świetnie wcześniej broniący Rafał Gikiewicz pomylił się przy rzucie wolnym Ivana Rakiticia. A potem z boiska wyleciał Dudu Paraiba i rywale robili do końca meczu co chcieli.
Można oczywiście wierzyć w cud, jeden taki w starciu polsko-hiszpańskim się kiedyś zdarzył, gdy Wisła Kraków po 1:4 w Saragossie doprowadziła w rewanżu z Realem do karnych i awansowała. Ale Śląsk w Sewilli stracił nie tylko cztery gole, również trzech piłkarzy. Nie zagrają dziś ukarani kartkami Dudu, Marco Paixao, Dalibor Stevanović, a ławka rezerwowych już w Sewilli nie wyglądała imponująco.
Do kadry wraca wprawdzie po kontuzji obrońca Rafał Grodzicki, ale Śląsk nie ma dziś czego bronić. A kupiony wczoraj Czech Lukas Adamec, 19-latek ze Sparty Praga (wcześniej był też w młodzieżowych drużynach Juventusu) to wzmocnienie zrobione z myślą o ekstraklasie.
Bardzo trudno będzie dziś zastąpić zwłaszcza Paixao w ataku, nawet jeśli jego mecz w Sewilli kojarzy się nie tylko z golem na 1:0, ale też ze zmarnowanymi szansami (był jeszcze dwa razy w doskonałych sytuacjach do strzelenia goli).