Michał Kołodziejczyk z Rzymu
Władimir Dwaliszwili strzelił trzy gole w ostatnim meczu ekstraklasy z Koroną Kielce, przekonał do siebie Jana Urbana i był szykowany na pierwszy skład w Rzymie. Dzień przed meczem, na ostatnim treningu na Stadionie Olimpijskim naciągnął jednak mięsień w łydce. Chociaż Urban ma bardzo szeroką kadrę, to jednak w ataku pozostał mu do dyspozycji tylko Marek Saganowski.
Tak dobrej pierwszej połowy przeciwko tak dobremu przeciwnikowi Legia w tym sezonie jeszcze nie rozegrała. Piłkarze powtarzali, że wreszcie nie czują presji, bo system grupowy Ligi Europejskiej pozwala myśleć o awansie nawet po kilku porażkach. A Lazio? Wiadomo, liga włoska, gwiazdy i tradycja. Nikt nie wymagał od mistrzów Polski zwycięstwa, mieli nabrać doświadczenia i postarać się o niespodziankę.
Przed przerwą wychodziło im niemal wszystko. Obrona była nie do przejścia, świetnie grali Ivica Vrodljak z Dominikiem Furmanem, a skrzydłowi Jakub Kosecki i Henrik Ojamaa robili dużo szumu w akcjach pod bramką. Kosecki miał nawet wyśmienitą okazję do strzelenia gola - dobrze przyjął piłkę, wykorzystał to, że rywale czekali aż sędzia podniesie chorągiewkę, ale akcja była zgodna z przepisami. Pomocnik Legii strzelił jednak prosto w bramkarza.
Dla kibica niezaangażowanego w dopingowanie którejś z drużyn mecz był nudny, ale nam mógł się podobać. Piłkarze Urbana nie byli sparaliżowani strachem, często budowali akcje szybkimi podaniami po ziemi. Lazio wydawało się zaskoczone, że egzotyczny rywal z Polski w ogóle podejmuje walkę. Vladimir Petkowić mówił co prawda, że ma do Legii dużo szacunku, ale tak o rywalach trenerzy wypowiadają się zawsze.