Oczekiwania były wielkie, ale do tak pożądanej wymiany ciosów nie doszło. Początek dawał jednak nadzieje na dobre widowisko. Już w 4. minucie Zlatan Ibrahimović w swoim stylu zakończył akcję PSG, wyprzedzając obrońców i wyskakując z wyciągniętą nogą do dośrodkowania. Drużyna z Paryża cieszyła się z prowadzenia tylko kwadrans, bo Radamel Falcao w równie ekwilibristyczny sposób, rzucając się na ziemię, skierował piłkę do bramki głową.

Ten mecz na pewno nie zmienił złej opinii Erica Cantony na temat ligi francuskiej. – Tam nie ma żadnego zespołu, dla którego warto byłoby kupić bilet – stwierdził niedawno legendarny piłkarz Manchesteru United. – Jestem koneserem futbolu. Kiedy idę do kina czy teatru, chcę zobaczyć coś, co mi się spodoba. Podobnie jest z piłką nożną. Nie chcę nikogo obrażać, ale są ciekawsze rzeczy w życiu niż oglądanie spotkań Ligue 1.

Ci, którzy liczyli, że petrodolary szejków wpompowywane od dwóch lat w PSG i ogromne inwestycje rosyjskiego oligarchy Dmitrija Rybołowlewa w Monaco, zbawią francuski futbol, dostali w niedzielny wieczór zimny prysznic. Latem oba kluby wydały na zakupy równowartość prawie 300 mln euro. PSG pobiło rekord ligi, kupując za 64 mln króla strzelców Serie A, Urugwajczyka Edinsona Cavaniego. Monaco za 60 mln sprowadziło Kolumbijczyka Falcao, trzecią po Leo Messim i Cristiano Ronaldo strzelbę Primera Division, a za kolejne 70 mln dwójkę z FC Porto: rodaka Falcao Jamesa Rodrigueza i Portugalczyka Joao Moutinho. Po takiej sile ofensywnej z obu stron można było się spodziewać czegoś więcej niż tylko dwóch goli i kilku zmarnowanych okazji (Ibrahimović, Cavani).

– Chcieliśmy wygrać – przekonywał po meczu trener gości Claudio Ranieri – ale punkt nie jest zły. Monaco pozostało liderem, PSG traci do rywali dwa punkty.