Po każdym meczu eliminacji mistrzostw świata w Brazylii czekaliśmy na jakieś słowa prawdy. Raz odważył się na nie Marcin Wasilewski. Po marcowym spotkaniu z Ukrainą, przegranym przez reprezentację 1:3, powiedział, że piłkarzom zabrakło zaangażowania i że to niedopuszczalne. Wasilewski później już nie zagrał, stał się kozłem ofiarnym. Wygwizdali go kibice.
Waldemar Fornalik tonu nie zmienił, nawet kiedy po piątkowej porażce w Charkowie okazało się, że na mundial nie pojedziemy już na pewno. – Trener w szatni trochę podziękował nam za walkę, ale zapowiedział też, że będziemy ten mecz rozliczać. Nie wiem po co. Możemy prowadzić grę, ale i tak przegrywamy z Ukrainą, czyli jesteśmy od niej słabsi. Naprawdę nie ma co po raz kolejny opowiadać, że wyciągniemy wnioski i będziemy grać lepiej. Za późno, przecież na mistrzostwa już nie pojedziemy – mówił „Rz” w Charkowie Sławomir Peszko.
Spadek po Euro
Wnioski wyciągamy od sześciu lat, ale najwyraźniej nie jesteśmy w tym najlepsi. Sześć lat temu awansowaliśmy na Euro 2008. Obraz był trochę zakłamany – Leo Beenhakker wygrał grupę, chociaż z wyjazdów z Finlandii, Serbii i Portugalii nie potrafiliśmy wrócić ze zwycięstwem. U siebie było lepiej, ale przecież na początku eliminacji przegraliśmy z Finlandią na własnym stadionie, a z Serbią wywalczyliśmy tylko jeden punkt. Spotkanie z Belgią w Brukseli z tamtego okresu – wygrane 1:0, jest ostatnim sukcesem naszej reprezentacji na wyjeździe. Od tamtej pory nie wygraliśmy z nikim poważnym. I ciągle wyciągamy wnioski.
– Mamy wrażenie, że w polskim futbolu nic się nie zmienia. Są dobre momenty, ale wyniki mówią same za siebie. Nie pamiętam, żebyśmy z solidnym przeciwnikiem wygrali 3:0 i spokojnie czekali na następne spotkanie – mówi „Rz” Grzegorz Krychowiak.
Beenhakker miał w szatni olbrzymi szacunek, ale w eliminacjach mundialu w 2010 roku piłkarze odwrócili się także od niego.