Pierwszy mecz Turcy wygrali 2:0. – To ironia losu, że najwyżej przegraliśmy akurat ten mecz, w którym graliśmy najlepiej – mówi „Rz" Jan Urban. – A gdyby sędzia przyznał rzut karny, który nam się należał, może i wynik byłby inny, i nastroje.
Na razie jednak jest fatalnie. Legia to jedyna drużyna w Lidze Europejskiej (i Lidze Mistrzów przy okazji), która nie tylko nie zdobyła punktu, ale nawet bramki. Smutne to tym bardziej, że dotyczy mistrza Polski, który na pierwszym miejscu zakończył też jesień w Ekstraklasie, klubu w kraju bez konkurencji pod względem budżetu (ok. 80 mln zł) i popularności.
Do tej pory legioniści wygrali tylko dwa z dziewięciu meczów pucharowych – w pierwszej rundzie, z półzawodowym walijskim klubem New Saints (3:1 i 1:0). Im dalej, tym było gorzej. Z norweskim Molde 1:1 i 0:0, ze Steauą Bukareszt 1:1 i 2:2. W Lidze Europejskiej same porażki – 0:1 w Rzymie z Lazio, 0:1 z Apollonem w Warszawie i 0:2 z Trabzonsporem.
Najbardziej bolesna jest przegrana ze średniakiem ligi cypryjskiej Apollonem Limassol 0:1. To największa plama w ponadpółwiekowej historii startów Legii w rozgrywkach europejskich.
Teoretycznie Legia ma jeszcze szanse na wyjście z grupy. Musiałaby jednak wygrać wszystkie trzy pozostałe mecze – z Trabzonem dziś, z Lazio u siebie i z Apollonem na Cyprze. To jest mniej więcej tak samo możliwe, jak planowane przez Waldemara Fornalika zwycięstwa nad Ukrainą i Anglią na ich boiskach. Tak czy inaczej – walczyć trzeba.