Przed sezonem z Tottenhamu odszedł Gareth Bale, a za pieniądze z transferu do klubu doszło kilku graczy, którzy mieli decydować o ofensywnej sile zespołu. Umowy podpisali między innymi Paulinho, Roberto Soldado i Erik Lamela. Łącznie na zakupy wydano latem ponad 100 milionów funtów. Po dwunastu kolejkach piłkarze Andre Villasa-Boasa zajmują dopiero dziewiąte miejsce, ze stratą 11 punktów do prowadzącego Arsenalu (Kanonierzy wygrali wczoraj swoje spotkanie z Cardiff 3:0). Zarząd klubu bardziej niż wyniki martwi jednak styl zespołu, który w obecnym sezonie zdobył na angielskich boiskach zaledwie 9 bramek.
Tottenham zawodzi w najważniejszych spotkaniach. W derbach Londynu ulegli Arsenalowi 0:1, w spotkaniu z West Ham United porażka była dotkliwsza, bo popularne "Młoty" wygrały 3:0. Najgorzej zakończyło się ubiegłotygodniowe spotkanie z Manchesterem City, w którym wicemistrzowie Anglii strzelili Tottenhamowi sześć bramek.
Zdaniem brytyjskich mediów, dzisiejszy mecz z Manchesterem United będzie decydujący dla dalszych losów portugalskiego szkoleniowca. Sam Villas-Boas przeprosił fanów za tak słabą postawę swojego zespołu w ostatnim spotkaniu. - Mogę tylko przeprosić kibiców. To bardzo słaby wynik, który nie powinien się wydarzyć. Każdy ich atak kończył się okazją do zdobycia bramki. Wstydzimy się za ten wynik. Nie wiem nawet jak to wyjaśnić. Straciliśmy szybko gola, potem mogliśmy wyrównać, ale nie zrobiliśmy tego i wszystko się posypało - dodał Portugalczyk.
Jednocześnie trener uważa, że presja, która została stworzona przez media przed tym spotkaniem, jest tylko wymysłem dziennikarzy. - Nie obchodzą mnie wymysły prasy. Nie jestem pod presją, to wszystko wymyślili sobie dziennikarze. Zarząd i piłkarze mi ufają. Muszę więc wykonać swoją robotę - powiedział Villas-Boas.
W czwartek Tottenham pokonał na wyjeździe Tromso 2:0, jednak nie poprawiło to notować szkoleniowca. Nieoficjalnie mówi się, że następcą Portugalczyka w Tottenhamie będzie szkoleniowiec Swansea City Michael Laudrup.