Dla wicemistrzów Niemiec i mistrzów Anglii europejskie puchary to ostatnia szansa, by nie spisać sezonu na straty. Manchester już dawno wypadł z wyścigu o kolejny tytuł, odpadł też z krajowych pucharów. Borussia nie dogoni w Bundeslidze Bayernu, walczy wciąż o Puchar Niemiec, ale poprzednie sezony zwiększyły apetyty kibiców.
Hans-Joachim Watzke twardo stąpa po ziemi, już w sierpniu nie chciał składać żadnych obietnic. – Myślenie, że znów zagramy w finale Ligi Mistrzów, jest całkowicie bezpodstawne – oświadczył szef klubu z Dortmundu, ale po losowaniu 1/8 finału przyznał, że Borussia nie może narzekać. Taki przeciwnik jak Zenit to nagroda za walkę do końca w fazie grupowej.
Pięć minut przed ostatnim gwizdkiem meczu w Marsylii piłkarze Juergena Kloppa remisowali z Olympique 1:1 i byli poza burtą, ale dzięki bramce Kevina Grosskreutza zwyciężyli 2:1 i awansowali z pierwszego miejsca. – My chyba nie potrafimy zrobić czegoś tak po prostu. Muszą być emocje – cieszył się wówczas Łukasz Piszczek.
Zenit w przeciwieństwie do Borussii trafił do najsłabszej grupy, do awansu wystarczyło mu tylko jedno zwycięstwo (w Porto), nie umiał pokonać nawet kopciuszka – Austrii Wiedeń. W lidze rosyjskiej jest liderem, ale rozgrywki po dwumiesięcznej zimowej przerwie wracają dopiero w przyszłym tygodniu. To także będzie atut Borussii, która wiosną rozegrała już sześć meczów. Bilans: jeden remis, cztery zwycięstwa i bolesna porażka w Hamburgu 0:3. Trener i piłkarze nie robią z niej jednak tragedii.
Do Sankt Petersburga poleciał i kontuzjowany ostatnio Mats Hummels, i przeziębiony Robert Lewandowski. Polak w sobotnim spotkaniu z HSV zszedł z boiska w 67. minucie, w niedzielę nie trenował, ale uspokaja, że z jego zdrowiem jest już wszystko w porządku. – Najgorsza była noc przed meczem – twierdzi polski napastnik. Niemieckie media zauważają, że bez Lewandowskiego atak Borussii nie istnieje. W fazie grupowej Polak strzelił cztery gole.