– Będziemy potrzebować cudu, by wyeliminować rywali – przyznał przed meczem trener Schalke Jens Keller. Cudu w Gelsenkirchen nie było, Real szybko wybił gospodarzom z głowy marzenia o ćwierćfinale. Nic nie dał powrót po kontuzji Juliana Draxlera, utalentowanego 20-letniego niemieckiego pomocnika rozchwytywanego przez pół Europy.
Środowy wieczór należał do tria z Madrytu nazywanego w skrócie BBC: Karima Benzemy, Garetha Bale'a i Cristiano Ronaldo. Każdy z nich zdobył dwie bramki – jedną piękniejszą od drugiej, choć znajdą się i tacy, którzy bardziej docenią urodę gola Klaasa-Jana Huntelaara, po uderzeniu z woleja.
Prowadzenie Realowi dał Benzema, na 2:0 strzelił Bale, ośmieszając w polu karnym przeciwników.
Ronaldo długo nie mógł trafić, był sfrustrowany, ale po przerwie i on doczekał się swoich goli. Najpierw zwiódł obrońcę i huknął w kierunku dalszego słupka. Tuż przed końcem spotkania minął bramkarza i podwyższył na 6:0. Czwarty gol dla Królewskich padł po świetnej akcji Ronaldo z Benzemą, piąty ?– po asyście Sergio Ramosa i technicznym strzale Bale'a. Aż trudno uwierzyć, że to pierwsze zwycięstwo Realu na niemieckiej ziemi od 2000 roku i dopiero drugie w 26 meczach.
Królewscy kończą karnawał w świetnych humorach. W ostatnią sobotę zostali nowym liderem w lidze hiszpańskiej, w niedzielę będą bronić pierwszego miejsca w derbach Madrytu.