Ruch był do wczoraj jedną z czterech drużyn (obok Lechii, Pogoni i Wisły), która wygrała wiosną obydwa mecze. Widzew zdobył tylko jeden punkt. Ruch będzie walczył o tytuł mistrza, a Widzew będzie się bronił przed spadkiem. A na boisku w Chorzowie tych różnic długo nie było widać. Gospodarze potrzebowali pół godziny, żeby zdobyć bramkę. Bramkarz Patryk Wolański sfaulował skrzydłowego Jakuba Wolańskiego, a rzut karny wykorzystał Filip Starzyński.
Drugi gol, po ładnym strzale głową Grzegorza Kuświka na początku drugiej połowy, dał chorzowianom pewność wygranej. Uspokoili się jednak za bardzo. Kiedy w 71. minucie sędzia ukarał Kowalskiego drugą żółtą kartką za symulowanie faulu, Widzew poczuł, że jeszcze ma szansę. Mateusz Cetnarski zdobył bramkę po serii błędów obrońców Niebieskich i w końcówce meczu Ruch już tylko się bronił.
Niezły mecz, w którym zaprzyjaźnieni kibice obydwu klubów siedzieli obok siebie i wspólnie dopingowali. Kibice Lechii i Wisły też się lubią, więc i w Gdańsku było przyjemnie. Przynajmniej na trybunach.
W pierwszej połowie na boisku niewiele się działo. Dariusz Dudka zaraz na początku wybił sobie palec lewej dłoni, ale grał nadal. Bramkarz Lechii Bartosz Kaniecki miał mniej szczęścia: naciągnął sobie mięsień i musiał zejść z boiska. Dobrej sytuacji dla Lechii nie wykorzystał Patryk Tuszyński (strzelec pięciu goli w dwóch wiosennych meczach), a w jeszcze lepszej dla Wisły przeszkodzili sobie krakowscy gracze i Sebastian Madera wybił piłkę na róg.
Druga połowa była lepsza, ale nie na tyle, żeby coś z niej zapamiętać. Może z wyjątkiem strzału Macieja Makuszewskiego i kilku ładnych akcji po obydwu stronach. Bramki jednak nie padły. Obydwaj środkowi obrońcy Wisły: Arkadiusz Głowacki i Gordan Bunoza otrzymali żółte kartki, a to oznacza, że nie będą mogli wystąpić w następnym meczu, niezwykle ważnym, z Ruchem.