Po awanturach podczas spotkania z Jagiellonią stadion przy Łazienkowskiej został zamknięty na niedzielny mecz.
Punkty za mecz z Jagiellonią Legia straciła walkowerem, zapłaci 100 tys. złotych kary, a w przyszłości straci jeszcze więcej, bo gromada łobuzów w legijnych barwach bardzo się postarała, aby odstraszyć normalnych kibiców od przychodzenia na stadion.
Bogusław Leśnodorski zorientował się w sytuacji poniewczasie. Do tej pory tolerował wybryki kibiców, mieli oni nawet prawo czuć się przez niego chronieni. Teraz, w przeddzień meczu z Wisłą, w obliczu strat materialnych i wizerunkowych, obydwaj właściciele klubu (Dariusz Mioduski i Bogusław Leśnodorski) zwrócili się do kibiców z apelem o niepozostawianie Legii w potrzebie. Podkreślili, że klub jest „w przededniu audytu bezpieczeństwa stadionu, dzięki któremu uda nam się wyeliminować wcześniejsze uchybienia".
Panowie zdają się nie zwracać uwagi na fakt, że podstawową przyczyną awantur nie były uchybienia w zabezpieczeniu stadionu, tylko brak reakcji na wcześniejsze naganne zachowania kibiców, którzy poczuli siłę i bezkarność, więc posunęli się dalej.
Wisła załatwia takie sprawy inaczej. Jej właściciel Bogusław Cupiał, podobnie jak do niedawna właściciel Legii ITI Mariusz Walter, nie zamierzał ustępować kibolstwu. W Wiśle chciało rządzić Stowarzyszenie Kibiców Wisły Kraków (SKWK), pełniące podobną rolę jak w stolicy Stowarzyszenie Kibiców Legii Warszawa (SKLW). Obie organizacje chcą mieć w klubach wpływy, choć nie reprezentują całego środowiska kibiców (wielu ich członków to ludzie z półświatka).