Od kiedy w styczniu polski napastnik podpisał pięcioletni kontrakt z mistrzem Niemiec, wszyscy czekali na ten moment. Za kilka miesięcy Lewandowski będzie na Allianz Arenie już gospodarzem, Arjen Robben i Franck Ribery będą dogrywać mu piłki, a Pep Guardiola wydawać polecenia. Ale w sobotę Polak ostatni raz wejdzie do szatni gości i zagra przeciw nowym kolegom. Choć losy tytułu rozstrzygnęły się już w marcu, w Dortmundzie ma jeszcze robotę do wykonania.
Borussia wciąż walczy z Schalke o drugie miejsce w tabeli, a we wtorek zmierzy się z Wolfsburgiem w półfinale Pucharu Niemiec. Z Ligi Mistrzów odpadła, ale jeśli z Bayernem zagra tak jak we wtorek z Realem, wyjedzie z Monachium z podniesioną głową i punktami. Nie poniosła tam ligowej porażki od czterech lat, a teraz ma dodatkowy powód, by się starać: to będzie 200. mecz Juergena Kloppa w Bundeslidze, przecież nie można zepsuć święta trenerowi. Lewandowski nie uniknie porównań do Mario Mandżukicia, w sobotę będzie miał okazję udowodnić, że jest od Chorwata lepszy. Obaj strzelili w tym sezonie po 17 bramek.
Bayern po obronie tytułu wyraźnie zwolnił tempo. Pierwszy raz od 2012 roku nie wygrał dwóch spotkań ligowych z rzędu, stracił szansę na pobicie rekordu Milanu – 58 kolejnych meczów bez porażki w latach 1991 - 1993. – Nie da się cały czas zwyciężać – mówi Guardiola. – Zdobyliśmy mistrzostwo, awansowaliśmy do półfinału LM, ale Monachium nigdy nie ma dość.
Obie drużyny prawdopodobnie spotkają się jeszcze w finale Pucharu Niemiec (17 maja, Berlin). Ale najpierw Borussia musi pokonać Wolfsburg, a Bayern drugoligowy Kaiserslautern.