Przyjedzie pomścić sobotnią porażkę w Premiership z Sunderlandem (1:2). Pierwszą w lidze na Stamford Bridge za jego dwóch kadencji. Licznik Portugalczyka zatrzymał się na liczbie 77, odpowiadać na pytania nie chciał, ale show na konferencji zrobił jak zawsze.
– Wszystko, co mam do przekazania, chciałbym ująć w czterech punktach. Po pierwsze, muszę pochwalić moich piłkarzy, bo zrobili, co mogli. Po drugie, szczere gratulacje dla Sunderlandu, ponieważ wygrał. Nieważne w jakim stylu. Po trzecie, gratuluję Mike'owi Deanowi (arbiter główny – przyp. red.), jego występ był niesamowity. On przyjechał tu z celem odstawienia znakomitego spektaklu i to mu się udało. Po czwarte, gratulacje dla Mike'a Rileya, bo to szef sędziów, a to, co robią oni w ostatnich miesiącach, przede wszystkim w meczach drużyn walczących o mistrzostwo, jest absolutnie fantastyczne – wyliczył z ironią Mourinho, po czym wyszedł z sali konferencyjnej.
Courtois może grać
Gdy Sunderland wykorzystał w 82. minucie kontrowersyjny rzut karny, Rui Faria (asystent Mourinho) wpadł w szał, wykrzyczał arbitrom, co sądzi o ich pracy, uspokajać musieli go koledzy ze sztabu szkoleniowego. Trudno się dziwić nerwom w obozie londyńczyków, ta porażka może kosztować Chelsea tytuł (pięć punktów straty do Liverpoolu trzy kolejki przed końcem). Liga Mistrzów to prawdopodobnie ostatnia szansa, by zakończyć sezon z trofeum.
Dziś też będzie gorąco. Przed rokiem prowadzony przez Mourinho Real przegrał u siebie w finale Pucharu Króla z Atletico (1:2), portugalski trener został wyrzucony na trybuny, a Cristiano Ronaldo z boiska. – Nie trzeba być czarodziejem, żeby wiedzieć, iż wynik nie był sprawiedliwy, a Atletico nie jest zwycięzcą – mówił wtedy Mourinho. To była jego jedyna porażka w derbach, z Madrytem żegnał się w złym stylu.
Kilka miesięcy wcześniej asystent Diego Simeone Mono Burgos, odpowiadając na jakąś zaczepkę, groził mu podczas meczu: „Urwę ci łeb. Nie jestem Tito Vilanovą" – nawiązując do awantury w Superpucharze Hiszpanii (2011), podczas której Portugalczyk wsadził palec w oko ówczesnemu asystentowi Pepa Guardioli.