Kiedy w doliczonym czasie Sergio Ramos uciekł obrońcom Atletico w polu karnym, wyskoczył najwyżej do dośrodkowania Luki Modricia z rzutu rożnego i trafił do bramki między słupkiem a rękami Thibauta Courtoisa, Xabi Alonso odetchnął z ulgą. Ubrany w garnitur, siedzący na trybunach pomocnik Realu denerwował się bardziej niż jego koledzy na ławce i na boisku. Nie ukrywał, że to będzie ciężki dzień w jego życiu, żółta kartka w rewanżu z Bayernem odebrała mu szansę na grę w finale.
Jego brak w Lizbonie rzucał się w oczy, zastępujący go Sami Khedira nie doszedł jeszcze do formy po kontuzji. Real od początku przeważał, ale raził nieskutecznością. Gareth Bale nie wykorzystywał stuprocentowych okazji (patrz: 33. minuta, kiedy przejął piłkę w środku boiska po błędzie Tiago, popędził w pole karne, ale uderzył obok słupka), Cristiano Ronaldo był zupełnie niewidoczny. Gdy pod koniec pierwszej połowy Iker Casillas popełnił błąd, wyszedł z bramki i nie zdążył do niej wrócić po strzale głową Diego Godina, wydawało się, że la decima, czyli dziesiąty puchar znów pozostanie niespełnionym marzeniem.
Atletico prowadzenia oddawać nie zwykło, ale rosnącego z każdą minutą naporu rywali tym razem wytrzymać nie było w stanie. Zabrakło kilkudziesięciu sekund. Dogrywka to była już egzekucja Realu: bramki Bale'a i Marcelo, wykorzystany rzut karny Ronaldo. I coraz większe zmęczenie Atletico. Można dyskutować, czy Simeone potrzebnie ryzykował, wystawiając Diego Costę. Naturalizowany przez Hiszpanów Brazylijczyk już po dziewięciu minutach poprosił o zmianę. Może trener nie potrafił powiedzieć mu w oczy, że nie wystąpi w wymarzonym finale, może uznał, że mu się to po prostu należy, a może zwyczajnie wierzył, że niekonwencjonalne metody leczenia serbskiej doktor Marijany Kovacević rzeczywiście zdziałały cuda i Costa zespołowi się przyda. Zabieg z użyciem płynu pochodzącego z łożyska klaczy pomógł tylko na chwilę.
Ale kiedy Adrian Lopez zmieniał Costę, nikt w Atletico nie załamywał rąk. Udało się bez niego pokonać Barcelonę i awansować do półfinału, udało się przecież tydzień temu zdobyć na Camp Nou mistrzostwo. Teraz też wszystko układało się po ich myśli. Aż do tej pechowej 93. minuty. – To był najważniejszy gol w mojej karierze. Po 12 latach czekania ten tytuł smakuje wyjątkowo – cieszył się Ramos.
Real Madryt - Atletico Madryt 4:1 dogr. (1:1, 0:1)